*Może na początek wyjaśnię: moje tarzanie wynikało z niesamowitego zapachu, przy którym przejście obojętnie byłoby niczym grzech*
-A ty? Długo tutaj jesteś?-spytałem.
-Trochę... - Wadera nie skończyła wypowiedzi, bo od razu ją przerwałem. Nie przepadałem za bezczynnym staniem i nudnymi rozmowami.
-Wybierzesz się ze mną na polowanie?-spytałem. W planach i tak miałem to wyjście, lecz ktoś do towarzystwa nigdy nie zaszkodzi.
-Jasne, w sumie nic lepszego do roboty nie mam.
-Znam takie jedno miejsce, gdzie często można spotkać zwierzynę!
-Prowadź!-zaśmiała się Dayen. Ta prośba nie była konieczna, bo zanim jeszcze zdołała wymówić kwiestie, ja już szedłem z nosem przy ziemi. Pogodne słońce świeciło po naszych pyskach. Droga ciągnęła się dość długo aż natrafiłem na trop. Z ugiętymi łapami schowaliśmy się wśród wysokiej trawy. Powoli zmierzaliśmy ku stadu saren i jeleni. W krótce byliśmy tak blisko, że dokładnie widać było ich zarysy i słabsze strony.
-Ej..-szepnąłem.
-No?
-Jaki plan? Od razu uprzedzam, że nic jeszcze nie miałem w ustach, więc wolę większą sztukę.
-Jeleń stojący z boku odpowiada?
-Jest w porządku. Ty z jednej strony, ja z drugiej, okay?
-Dobrze.
Pobiegłem na około. Ku mojemu szczęściu nie zostałem zauważony. Kiedy już wyczułem odpowiedni moment, wskoczyłem na jego grzbiet. Choć chciał jakoś sie wykręcić, nie miał drogi ucieczki. Dayen już stała obok. Niemal w tym sam czasie rzuciliśmy sie na jego szyje. Rozerwaliśmy ją prędko. Zwierzę padło martwe na ziemię.
-Smacznego!-uśmiechnąłem się promiennie.
<Dayen? Sorry za czas oczekiwań, mam nadzieje ze wynagrodzi ci to długość opowiadania>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz