Szedłem sprężystym krokiem. Nie należę do wilków leniących się całe dnie. Moje zmysły były wyostrzone. Szukałem zapachu, który powinien tu być. On mi powiedział. A on nigdy nie kłamał. Przypomniałem sobie jego promienny uśmiech gdy coś mi nie wychodziło. Tak często się śmiał. A potem… Po mojej lewej stronie śnieg skrzypiał równomiernie. Natychmiast położyłem się i zakopałem w białym puchu. Obserwowałem nadchodzącego. Był to basior. Czarny lekko prześwitujący. Emanował do tego błękitnawym światłem. Nie zauważył mnie. Szukałem jakichś oznak jego pochodzenia, lecz nic nie znalazłem. No tak. Bruu, ty głupcze! Jak zwykle robię coś, a dopiero później myślę. Przecież ja nawet nie znałem zapachu Watahy Magicznego Źródła! Teraz jednak nie było czasu na myślenie. Wstałem powoli. Basior stał do mnie tyłem. Chyba mnie nie zauważył. Odezwałem się pewnym głosem.
– Przepraszam, czy znajduje się może na terenie Watahy… – w tym momencie basior skoczył jak oparzony i spojrzał na mnie zdzwionym wzrokiem. Powtórzyłem więc.
– Przepraszam, czy znajduje się może na terenie Watahy Magicznego Źródła?
– Aaa. Watahy? Nie, nie wiem gdzie to jest. A ty? – basior był bardzo poważny. Nie wiem dlaczego ale nie pasowało mi to. Chyba kłamał.
<Ktoś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz