Obudziłam się w małej sali, strasznie kręciło mi się w głowie, czułam się fatalnie. Po chwili chciałam wstać i po prostu wyjść z tej sali, ale usłuszałam czyjś głos który powiedział:
-A ty dokąd się wybierasz?-zapytała, miałam wrażenie, że ta osoba patrzy na mnie. Ja z zamroczonym głosem powiedziałam
-Ja, do domu-odparłam głosem ledwo przechodzącym przez gardło.
-Nie możesz ledwo się trzymasz, zaraz przyjdzie tutaj Martin i cię zbada- odpowiedziała ta osoba łagodnym lecz stanowczym głosem.
-Czy to ty Lily?-zapytałam resztką sił
-Tak a teraz cicho i leż, zaraz przyjdzie -powiedziała i wyszła na chwilę. Połorzyłam głowę i zamknełam oczy, czekałam na Martina z niecierpliwością, aż w końcu przyszedł. Zbadał mnie i dał jakieś zioła, ja tylko leżałam i wyczekiwałam momentu kiedy zioła zaczną działać. Powiedziałam słabym tonem do Lily:
-Zawołaj Devona- poprosiłam, a Lily go zawołała. On po chwili przyszedł.
-Hej, Devon. Dziękuję ci za to, że mnie przyniosłeś, nie wiem co bysię stało gdybyś tego niezrobił...- powiedziałam patrząc na niego.
-Nie ma za co dziękować, nie mugłbym cię zostawić tam na pastwę losu.-odparł z uśmiechem .
-Możesz iść, nie martw się o mnie, ja dam sobie radę -stwierdziłam patrząc na niego a następnie odwróciłam się.
-Dobrze, wyjdę z sali, ale będę na ciebie czekać, aż dowiem się co ci jest-powiedział stanowczym głosem, po czym zaczął zmierzać w stronę wyjścia.
-Dziękuję ci, jesteś dobrym przyjacielem- powiedziałam patrząc na niego i odwróciłam głowę. On spojrzał na mnie i wyszedł.
<Devon?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz