Nieświadomie otworzyłam pysk, widząc, jak Picallo wychodzi z jaskini. Dobrze wiedziałam, że jest mu ciężko, ale przecież nie mógł mnie zostawić samej ze szczeniakami. Unikałam tego miejsca, bo stan mojej psychiki nie wrócił jeszcze do normy. W jaskini ośrodka adopcyjnego znalazłam się niespecjalnie - akurat przechodziłam obok i usłyszałam, jak Alfa jęczy i rzuca się przez sen. Chciałam go tylko obudzić...
- Picallo, czekaj! - zawołałam i wybiegłam z groty. W kilka chwil dogoniłam basiora i zagrodziłam mu drogę. Wilk cofnął się o krok i odwrócił wzrok.
- Przepraszam - wymamrotał raz jeszcze i skręcił w bok. Ponownie skoczyłam przed niego.
- Picallo... Ja nie mogę zostać ze szczeniakami. Nie teraz. Nie jestem na to gotowa.
- Mogę być dla nich zagrożeniem - mruknął Alfa.
- To poproś kogoś o pomoc - podsunęłam. - Na przykład Dayen.
- Dobry pomysł - przyznał Picallo. Zawróciliśmy do jaskini ośrodka adopcyjnego i wyprowadziliśmy stamtąd trójkę szczeniaków. Dexter, jak zauważyłam, chyba wciąż przeżywał stratę przyjaciółki... Odpędziłam ponure myśli i zaczęłam uważnie rozglądać się po okolicy. Chciałam być pewna, że jesteś bezpieczni.
Szliśmy już kilkanaście minut, gdy nagle zerwał się niezwykle chłodny i silny wiatr. Szczeniaki skuliły się przy sobie. Spróbowałam przejść kilka kroków, ale prawie się wywróciłam.
- Nie możemy iść dalej - zauważył Alfa.
- Co zrobimy? - zapytałam, przekrzykując wiatr.
- Ukryjemy się wśród drzew - zdecydował Picallo. Chwycił do pyska malutką Niki i ruszył w kierunku potężnego dębu, niekiedy wykonując kilka kroków w bok, by utrzymać równowagę. Ruszyłam za nim, pilnując pozostałych szczeniąt. Po dłuższej chwili wysiłku znaleźliśmy się w osłoniętej od wiatru sporej norze pod drzewem. Położyłam się, przytulając do siebie Niki i liżąc ją, by ją rozgrzać. Picallo wpatrywał się w pogodę na zewnątrz. W pewnym momencie chyba zorientował się, że na niego patrzę, bo odwrócił wzrok w moją stronę.
<Picallo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz