Gdy tylko opuściłam jaskinię zajmowaną przez szczeniaki z ośrodka adopcyjnego, przestałam zwracać uwagę na Picalla. Truchtałam przed siebie przez kilka minut, aż nie zwęszyłam stadka saren. Ruszyłam ostrożnie w jego kierunku, starając się zakradać do żerujących roślinożerców pod wiatr. Zatrzymałam się dopiero w gęstych krzewach, kilka metrów od najbliższej łani. Obok mnie przysiadł Picallo.
- Nie ruszaj się teraz - poleciłam i prześlizgnęłam się w wysoką trawę. Przebyłam półtora metra i nagle... zaczepiłam łapą o wystający korzeń. Zza grzbietu dobiegł mnie śmiech. Zignorowałam go i rzuciłam się w pogoń za stadem. Jeden ze starszych osobników szczególnie nie nadążał i zostawał w tyle. Zrównałam się z nim i zaatakowałam go od boku. Zderzyłam się z sarną i powaliłam ją na ziemię. Szybko zadałam jej śmiertelne ugryzienie w kark. Po kilku chwilach było już po wszystkim. Chwyciłam zdobycz w zęby i zawlekłam przed Picalla, któremu nie było już tak wesoło.
- Widzę, że już się nie śmiejemy, co? - mruknęłam. Nie odpowiedział, tylko chwycił upolowaną sarnę i zaczął ciągnąć ją w stronę ośrodka adopcyjnego.
- Co robisz? - zapytałam, biegnąc za nim.
- Pomagam ci - odpowiedział.
- Poradziłabym sobie.
- Nie wątpię. Będziesz miała jeszcze wiele okazji.
Niezbyt zachwycona szłam za nim aż do jaskini ośrodka adopcyjnego. Tam Picallo przekazał mi zdobycz, którą zaniosłam szczeniakom. Były zachwycone. Zabrały się do jedzenia, a ja wyszłam z groty. Na progu jeszcze raz obejrzałam się na szczeniaki, przez co prawie zderzyłam się z Alfą.
- Przepraszam - wymruczałam cicho.
<Picallo?>
czwartek, 29 grudnia 2016
Od Shairen do Kyle'a
Obudziły mnie promienie słońca, które wdarły się do mojej nowej jaskini. Wstałam, omiotłam zaspanym wzrokiem swoje mieszkanie i po leniwym przeciągnięciu się wyszłam na zewnątrz. Siadłam przed jaskinią, rozglądając się powoli wokoło i zastanawiając się, co mogłabym zrobić. Ostatecznie spośród wielu możliwych pomysłów, które zrodziły się w mojej głowie wybrałam ten, na który miałam w tej chwili największą ochotę - więc powędrowałam truchtem w las, aby zapolować. Tak dla rozrywki, bo głód narazie nie dawał się mi we znaki. Mój nos wyłapał w pewnej chwili delikatny zapach jelenia. Powęszyłam nieco w powietrzu, po czym ruszyłam za wonią ofiary. Z każdą chwilą zapach stawał się intensywniejszy, aż w końcu mając parzystokopytnego w zasięgu wzroku zwolniłam tempo i zaczęłam bezszelestnie skradać się w jego kierunku. Będąc wystarczająco blisko wyskoczyłam w górę i rzuciłam się na spanikowanego jelenia. Już miałam wgryźć się mu w gardło, gdy nagle poczułam, jak coś uderzyło w moją głowę i odrzuciło od mojej ofiary. Padłam na ziemię, a jeleń w podskokach już się ode mnie oddalał. Zupełnie zdezorientowana i zbita z tropu rozejrzałam się dookoła. Mój wzrok napotkał jakiegoś basiora o przeważnie czarnym umaszczeniu, leżącego bokiem na ziemi. Wilk podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na mnie rozgniewanym wzrokiem spod przymrużonych oczu.
- Ekhem, spłoszyłaś mi śniadanie - zaczął, próbując ukryć swoje zirytowanie, ale niespecjalnie mu się to udało.
- Przepraszam cię za to - rzuciłam z nutą obojętności w głosie, chcąc uniknąć niepotrzebnych kłopotów. Basior tylko odwrócił ode mnie wzrok i burknął coś niezrozumiale pod nosem.
<Kyle?>
- Ekhem, spłoszyłaś mi śniadanie - zaczął, próbując ukryć swoje zirytowanie, ale niespecjalnie mu się to udało.
- Przepraszam cię za to - rzuciłam z nutą obojętności w głosie, chcąc uniknąć niepotrzebnych kłopotów. Basior tylko odwrócił ode mnie wzrok i burknął coś niezrozumiale pod nosem.
<Kyle?>
środa, 28 grudnia 2016
Od Cherr CD Kyle'a
Kilka małych lisów z zielonymi oczami do nas podeszło. Kyle wyszczerzył zęby ostrzegawczo. O dziwo liski przestraszyły się i omal nie uciekły. Jeden z nich zbliżył się bardziej niż reszta.
- Pomożemy wam - lisek wyciągnął do nas łapkę na zgodę. Zerkneliśmy na resztę. Sześć małych łepków równo skinęło głowami.
- Nie potrzebujemy niczyjej pomocy - rzekł oschle Kyle. Moje oczy biegały między liskami, a Kyle'em. Ból łapy dawał się we znaki. Do tego jeszcze te szumy w mojej głowie były nie do zniesienia. Robiłam się senna.
- Daleko z nią nie uciekniesz, a my możemy pomóc - powiedział. Kyle spojrzał na mnie, i widząc moją słabość chyba zawarł sojusz z zielonookimi. Nie wiem. Wtedy liczył się tylko sen.
< Kyle? Masz tu dobrego liska :D >
- Pomożemy wam - lisek wyciągnął do nas łapkę na zgodę. Zerkneliśmy na resztę. Sześć małych łepków równo skinęło głowami.
- Nie potrzebujemy niczyjej pomocy - rzekł oschle Kyle. Moje oczy biegały między liskami, a Kyle'em. Ból łapy dawał się we znaki. Do tego jeszcze te szumy w mojej głowie były nie do zniesienia. Robiłam się senna.
- Daleko z nią nie uciekniesz, a my możemy pomóc - powiedział. Kyle spojrzał na mnie, i widząc moją słabość chyba zawarł sojusz z zielonookimi. Nie wiem. Wtedy liczył się tylko sen.
< Kyle? Masz tu dobrego liska :D >
poniedziałek, 26 grudnia 2016
Od Devona CD Lily
Zdziwiło mnie zachowanie wadery. Jeszcze przed chwilą się śmiała a teraz... Nie wiem czemu tak się zmieszała.
- Dobrze, skoro tak uważasz - rzekłem.
Zapadła chwila okropnej ciszy. Chciałem to jak najszybciej przerwać.
- Masz jakieś plany na resztę dnia? - spytałem z uśmiechem. Wadera nic nie powiedziała, chociaż próbowała. Jednak to mnie nie zniechęciło.
- Wnioskuję, że nie. Będziesz tu sama siedzieć?
I tym razem nie usłyszałem odpowiedzi.
- Jakby co, będę w pobliżu.
Po trzech godzinach uznałem że nie ma sensu na nią czekać. Oddaliłem się więc i dotarłem na Plażę Marzeń. Usiadłem tak że woda podmywała moje przednie łapy. Później cały się położyłem i obserwowałem piękny zachód słońca. Nagle usłyszałem czyjeś kroki. Zerwałem się na równe nogi.
- To tylko ja - szepnęła Lily.
< Lily? >
- Dobrze, skoro tak uważasz - rzekłem.
Zapadła chwila okropnej ciszy. Chciałem to jak najszybciej przerwać.
- Masz jakieś plany na resztę dnia? - spytałem z uśmiechem. Wadera nic nie powiedziała, chociaż próbowała. Jednak to mnie nie zniechęciło.
- Wnioskuję, że nie. Będziesz tu sama siedzieć?
I tym razem nie usłyszałem odpowiedzi.
- Jakby co, będę w pobliżu.
Po trzech godzinach uznałem że nie ma sensu na nią czekać. Oddaliłem się więc i dotarłem na Plażę Marzeń. Usiadłem tak że woda podmywała moje przednie łapy. Później cały się położyłem i obserwowałem piękny zachód słońca. Nagle usłyszałem czyjeś kroki. Zerwałem się na równe nogi.
- To tylko ja - szepnęła Lily.
< Lily? >
Od Picalla CD. Sally
- To co robimy? - spytała podekscytowana. Jej oczy błyszczały jak gwiazdy.
- Mam jeszcze kilka spraw do załatwiania - rzekłem marszcząc brwi - A później zobaczymy.
Dostrzegłem iż jej optymizm zmalał.
~ To dobrze, będzie bardziej zaskoczona ~ pomyślałem.
- Czyli...czyli będziemy załatwiać sprawy watahy.
Wyczułem w tym zdaniu małą aluzję.
- Tak, ładnie to podsumowałaś. Najpierw udamy się do mieszkańców i dowiemy się czego im trzeba, a potem zajrzymy do archiwum i zrobimy przegląd papierów.
< Sally? >
- Mam jeszcze kilka spraw do załatwiania - rzekłem marszcząc brwi - A później zobaczymy.
Dostrzegłem iż jej optymizm zmalał.
~ To dobrze, będzie bardziej zaskoczona ~ pomyślałem.
- Czyli...czyli będziemy załatwiać sprawy watahy.
Wyczułem w tym zdaniu małą aluzję.
- Tak, ładnie to podsumowałaś. Najpierw udamy się do mieszkańców i dowiemy się czego im trzeba, a potem zajrzymy do archiwum i zrobimy przegląd papierów.
< Sally? >
Od Sunrise CD Dayen
Chwilę siedziałyśmy cicho. Rozkoszowałam się tym wspaniałym widokiem. Dayen się chyba nad czymś zastanawiała.
- To co robimy? - spytała, lekko znudzona.
- Nie wiem - rzekłam - Ale możemy się gdzieś przejść.
Wstała, uśmiechając się.
- A może zapolujemy? Wiesz, jeszcze nic dziś nie jadłam.
- Okej, to chodźmy.
Po półgodzinnej wędrówce spotkałyśmy stado zajęcy. W mgnieniu oka złapałyśmy je, każda po dwa. Szybko się z nimi uporałyśmy i ruszyłyśmy dalej.
<Dayen?>
- To co robimy? - spytała, lekko znudzona.
- Nie wiem - rzekłam - Ale możemy się gdzieś przejść.
Wstała, uśmiechając się.
- A może zapolujemy? Wiesz, jeszcze nic dziś nie jadłam.
- Okej, to chodźmy.
Po półgodzinnej wędrówce spotkałyśmy stado zajęcy. W mgnieniu oka złapałyśmy je, każda po dwa. Szybko się z nimi uporałyśmy i ruszyłyśmy dalej.
<Dayen?>
Od Kyle'a CD Cherr
Wróciłem do nory z kawałkiem liny i szybko z jej pomocą dostałem się do środka. Rozświetliłem małą błyskawicą teren wokół mnie. Czysto.
- Cherr?? - szepnąłem. Nora była duża, rozchodząca się na kilka korytarzy,wiodących w różne kierunki. Nie wiedziałem, który wybrać,więc poszedłem pierwszym lepszym. Dotarłem do groty. Siedziało tam kilkoro lisów z czerwonymi ślepiami. Rzuciły się w moim kierunku. Szybko je ogłuszyłem i wróciłem tym korytarzem, którym przyszłem. Trochę błądziłem aż dotarłem do pomieszczenia, w którym znajdowała się Cherr. Wadera miała przywiązaną łapę do ściany.
- Tu jesteś - powiedziałem i podeszłem do niej - Naprawdę złamałaś łapę?
- Naprawdę - szepnęła Cherr. Chyba jej ulżyło na mój widok - Mógłbyś mnie odwiązać? Ale uważaj, to ta złamana. Skinąłem głową i odwiązałem linę.
- Zmywajmy się stąd - odparłem, pomagając jasnobrązowej wstać. W pewnej chwili usłyszeliśmy jakieś głosy.
- ONE tu idą. Z ciemności wyłoniły się jaskrawe, czerwone tęczówki.
<Cherr? Co dalej?>
- Cherr?? - szepnąłem. Nora była duża, rozchodząca się na kilka korytarzy,wiodących w różne kierunki. Nie wiedziałem, który wybrać,więc poszedłem pierwszym lepszym. Dotarłem do groty. Siedziało tam kilkoro lisów z czerwonymi ślepiami. Rzuciły się w moim kierunku. Szybko je ogłuszyłem i wróciłem tym korytarzem, którym przyszłem. Trochę błądziłem aż dotarłem do pomieszczenia, w którym znajdowała się Cherr. Wadera miała przywiązaną łapę do ściany.
- Tu jesteś - powiedziałem i podeszłem do niej - Naprawdę złamałaś łapę?
- Naprawdę - szepnęła Cherr. Chyba jej ulżyło na mój widok - Mógłbyś mnie odwiązać? Ale uważaj, to ta złamana. Skinąłem głową i odwiązałem linę.
- Zmywajmy się stąd - odparłem, pomagając jasnobrązowej wstać. W pewnej chwili usłyszeliśmy jakieś głosy.
- ONE tu idą. Z ciemności wyłoniły się jaskrawe, czerwone tęczówki.
<Cherr? Co dalej?>
piątek, 23 grudnia 2016
Od Picalla CD Rebekki
- Okej - powiedziałem, wskazując łapą na drugie pomieszczenie - są w drugim pokoju. Weszliśmy do niego. Waderki kulały się po podłodze. Gdy nas zobaczyły trochę się przestraszyły.
- Spokojnie, to tylko ja i moja znajoma. Nie bójcie się - rzekłem uspokajająco. Mała Niki chowała się za starszą Willow. Mimo to obie do nas podeszły.
- Kim jest twoja znajoma? - spytała pewniej Willow.
- To Rebekka. Będzie wam dostarczać pożywienie. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnicie.
Spojrzałem na Rebekkę, a ona uśmiechała się serdecznie do młodych wader.
- Hurra! - krzyknęła Willow - często będziesz do nas przychodzić?
Waderka wlepiała w nas ciekawskie ślepki.
- Eee...- Rebekka spojrzała na mnie pytająco. Nie zdążyłem jej zapoznać z godzinami pracy.
- W porze śniadania, obiadu i kolacji. No i oczywiście, kiedy zechce was odwiedzić - pomogłem waderze z odpowiedzią.
Willow skakała i śmiała się, zachęcając do zabawy. Niki bacznie obserwowała Rebekkę, po czym zaczęła bawić się z Will. Obie waderki oddaliły się od nas.
- Są wspaniałe, prawda? - uśmiechnąłem się do wadery - aż szkoda, że tu trafiły.
- No tak...- westchnęła Rebekka. Nie wiem czemu, może po prostu... no nie wiem, chociaż powiedziała mi o sobie dość dużo. A może tylko mi się wydawało? Chciałem zmienić temat.
- Za godzinę jest pora obiadu. Czas więc abyś coś dla nich upolowała. No to co, idziemy? - wskazałem głową w kierunku wyjścia.
- Wątpisz we mnie? - uniosła brwi.
- Skądże. Chcę tylko popatrzeć na ciekawe widowisko - uśmiechnąłem się znacząco. Wadera spojrzała na mnie spode łba.
- W takim razie zapraszam - uśmiechnęła się ze sztuczną uprzejmością. To jednak nie miało złośliwego wyrazu. - Może powinnam otworzyć teatr.
Rzuciła sarkastycznie i wyszła z jaskini, a ja za nią.
< Rebekka ? >
- Spokojnie, to tylko ja i moja znajoma. Nie bójcie się - rzekłem uspokajająco. Mała Niki chowała się za starszą Willow. Mimo to obie do nas podeszły.
- Kim jest twoja znajoma? - spytała pewniej Willow.
- To Rebekka. Będzie wam dostarczać pożywienie. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnicie.
Spojrzałem na Rebekkę, a ona uśmiechała się serdecznie do młodych wader.
- Hurra! - krzyknęła Willow - często będziesz do nas przychodzić?
Waderka wlepiała w nas ciekawskie ślepki.
- Eee...- Rebekka spojrzała na mnie pytająco. Nie zdążyłem jej zapoznać z godzinami pracy.
- W porze śniadania, obiadu i kolacji. No i oczywiście, kiedy zechce was odwiedzić - pomogłem waderze z odpowiedzią.
Willow skakała i śmiała się, zachęcając do zabawy. Niki bacznie obserwowała Rebekkę, po czym zaczęła bawić się z Will. Obie waderki oddaliły się od nas.
- Są wspaniałe, prawda? - uśmiechnąłem się do wadery - aż szkoda, że tu trafiły.
- No tak...- westchnęła Rebekka. Nie wiem czemu, może po prostu... no nie wiem, chociaż powiedziała mi o sobie dość dużo. A może tylko mi się wydawało? Chciałem zmienić temat.
- Za godzinę jest pora obiadu. Czas więc abyś coś dla nich upolowała. No to co, idziemy? - wskazałem głową w kierunku wyjścia.
- Wątpisz we mnie? - uniosła brwi.
- Skądże. Chcę tylko popatrzeć na ciekawe widowisko - uśmiechnąłem się znacząco. Wadera spojrzała na mnie spode łba.
- W takim razie zapraszam - uśmiechnęła się ze sztuczną uprzejmością. To jednak nie miało złośliwego wyrazu. - Może powinnam otworzyć teatr.
Rzuciła sarkastycznie i wyszła z jaskini, a ja za nią.
< Rebekka ? >
Od Cherr CD Kyle'a
Po odpoczynku ruszyliśmy dalej. Przez resztę dnia pokazałam basiorowi Las życia, Świetlistą polanę, Zlewisko i Błękitną Grotę. Zwłaszcza to ostatnie bardzo mu się podobało. Szliśmy w stronę plaży i nagle zaczął padać deszcz, który zmienił śnieżny puch w błoto.
- No pięknie - powiedziałam. Nie było tu już drzew, tylko mnóstwo krzewów i z tego co wiem, ani jednej jaskini. Nie mieliśmy gdzie się schować.
- Co teraz? - spytał basior. Trochę wkurzona zignorowałam jego pytanie. Tak lało, że ledwo go widziałam.
- Wracamy! - krzyknęłam, trącając basiora. Oboje zaczęliśmy biec ile sił w łapach. Kyle był szybszy ode mnie. Starał się jednak nie odbiegać od mojego tempa. Byliśmy już blisko pierwszych drzew. Nagle potknęłam się, zrobiłam fikołka i spadłam. Potwornie bolał mnie tyłek i plecy. Szybko zorientowałam się, że jestem w jakiejś norze, bardzo dużej norze. Spojrzałam w górę. Był tam Kyle, zaniepokojony i trochę zdezorientowany.
- Nic Ci nie jest? - spytał.
- Nie nic - powiedziałam próbując wstać. Nagle poczułam potworny ból w lewej przedniej łapie - Ała!
Wydarłam się.
- Chyba mam złamaną łapę. - powiedziałam cichym głosem. Zorientowałam się, że nie jestem tu sama. Kilkadziesiąt małych oczu wpatrywało się we mnie. Tam nie docierało światło, więc nie widziałam jak wyglądali i kim byli.
- Idę po ciebie - rzekł Kyle i chyba poszedł po coś przydatnego do zejścia. Tak czy inaczej oddalił się.
- Nie wchodź tu! - krzyknęłam, ale nie wiem czy mnie słyszał. Zwróciłam głowę w stronę światła. Nagle oni zaczęli mnie ciągnąć. Zrobili to tak szybko(tak szybko wciągneli mnie na ciemna stronę), że nie zdązyłam zobaczyć kim są.
- Co robicie? Zostawcie mnie! - krzyczałam, ale nikt nie zwracał na to uwagi.
< Kyle? Pociągniesz ten wątek? >
- No pięknie - powiedziałam. Nie było tu już drzew, tylko mnóstwo krzewów i z tego co wiem, ani jednej jaskini. Nie mieliśmy gdzie się schować.
- Co teraz? - spytał basior. Trochę wkurzona zignorowałam jego pytanie. Tak lało, że ledwo go widziałam.
- Wracamy! - krzyknęłam, trącając basiora. Oboje zaczęliśmy biec ile sił w łapach. Kyle był szybszy ode mnie. Starał się jednak nie odbiegać od mojego tempa. Byliśmy już blisko pierwszych drzew. Nagle potknęłam się, zrobiłam fikołka i spadłam. Potwornie bolał mnie tyłek i plecy. Szybko zorientowałam się, że jestem w jakiejś norze, bardzo dużej norze. Spojrzałam w górę. Był tam Kyle, zaniepokojony i trochę zdezorientowany.
- Nic Ci nie jest? - spytał.
- Nie nic - powiedziałam próbując wstać. Nagle poczułam potworny ból w lewej przedniej łapie - Ała!
Wydarłam się.
- Chyba mam złamaną łapę. - powiedziałam cichym głosem. Zorientowałam się, że nie jestem tu sama. Kilkadziesiąt małych oczu wpatrywało się we mnie. Tam nie docierało światło, więc nie widziałam jak wyglądali i kim byli.
- Idę po ciebie - rzekł Kyle i chyba poszedł po coś przydatnego do zejścia. Tak czy inaczej oddalił się.
- Nie wchodź tu! - krzyknęłam, ale nie wiem czy mnie słyszał. Zwróciłam głowę w stronę światła. Nagle oni zaczęli mnie ciągnąć. Zrobili to tak szybko(tak szybko wciągneli mnie na ciemna stronę), że nie zdązyłam zobaczyć kim są.
- Co robicie? Zostawcie mnie! - krzyczałam, ale nikt nie zwracał na to uwagi.
< Kyle? Pociągniesz ten wątek? >
poniedziałek, 19 grudnia 2016
Od Lily CD Devona
Och,ja....- nie wiedziałam co powiedzieć odsunęłam się kawałek od basiora
Coś się stało?- przysunął się do mnie
Nic!-wstałam na baczność
A więc dołączysz do watahy?-wstał i spojrzał mi w oczy
Zastanowię się- odwróciłam wzrok zarumieniona
< Devon? Sory że tak długo i krótko. Brak weny>
Coś się stało?- przysunął się do mnie
Nic!-wstałam na baczność
A więc dołączysz do watahy?-wstał i spojrzał mi w oczy
Zastanowię się- odwróciłam wzrok zarumieniona
< Devon? Sory że tak długo i krótko. Brak weny>
niedziela, 18 grudnia 2016
Od Kyle'a CD Cherr
- Coś w tym jest - zgodziła się Cherry, odwołując się do mojej wypowiedzi.
- No pewnie. Pokażesz mi tereny? Jestem tu zaledwie od paru godzin.
- Oki.
Cherr podniosła się ze śniegu i wzięła w zęby zająca.
- No to w drogę - powiedziała. Wstałem i poszedłem za waderą.
Najpierw dotarliśmy do Leśnej Rzeczki, obecnie lodowiskiem pokrytym grubą warstwą lodu. Cheer postanowiła przejść na drugi brzeg rzeczki.
Ostrożnie ruszyłem za nią. Na szczęście lód był stabilny.
Wędrowaliśmy przez lasy iglaste. Większość drzew pokryta była śniegiem.
- To Wielki Las Północny. Tu się zatrzymamy, muszę zjeść mojego zająca. Chcesz trochę?
- Nie, dziękuję - odparłem - Najadłem się łosiem.
Cherr wzruszyła ramionami.
- Jak chcesz - Usiadła i zaczęła jeść. Ja tymczasem oglądałem las. Drzewa były bardzo wysokie i duże, trochę osłaniały nas przed padającym śniegiem.
Nagle dostałem czymś bardzo zimnym w ucho. Gwałtownie się odwróciłem. Cherr tłumiła śmiech i lepiła w łapach następną śnieżkę.
- No po prostu bardzo zabawne - zaśmiałem się i otrzepałem ośnieżone ucho. Po chwili cudem uniknąłem następnej śniegowej kuli. Tym czynem wadera wypowiedziała wojnę na śnieżki.
Niebawem ja również zabrałem się za lepienie śnieżek. Nagle zaślepiło mnie jakieś światło. Szybko załapałem że to sprawka wadery gammy.
- Ale to nie fair! - krzyknąłem. Cherr uśmiechnęła się pokazując szereg białych ząbków i rzuciła we mnie śnieżką. Wyjąłem sztylet i rozciąłem ją (śnieżkę, nie Cherry) na pół, po czym schowałem się za najbliższym drzewem i wystrzeliłem z gałęzi leżący na niej śnieg.
- Ej! - wadera próbowała odskoczyć od śniegu.
Po kwadransie oboje zmęczeni i przeziębieni usiedliśmy pod drzewem.
- Kto wygrał? - spytała jasnobrązowa wadera.
- Ja myślę.. - powiedziałem ciężko dysząc - Że mamy remis.
< Cherr? > Przepraszam że musiałaś czekać
- No pewnie. Pokażesz mi tereny? Jestem tu zaledwie od paru godzin.
- Oki.
Cherr podniosła się ze śniegu i wzięła w zęby zająca.
- No to w drogę - powiedziała. Wstałem i poszedłem za waderą.
Najpierw dotarliśmy do Leśnej Rzeczki, obecnie lodowiskiem pokrytym grubą warstwą lodu. Cheer postanowiła przejść na drugi brzeg rzeczki.
Ostrożnie ruszyłem za nią. Na szczęście lód był stabilny.
Wędrowaliśmy przez lasy iglaste. Większość drzew pokryta była śniegiem.
- To Wielki Las Północny. Tu się zatrzymamy, muszę zjeść mojego zająca. Chcesz trochę?
- Nie, dziękuję - odparłem - Najadłem się łosiem.
Cherr wzruszyła ramionami.
- Jak chcesz - Usiadła i zaczęła jeść. Ja tymczasem oglądałem las. Drzewa były bardzo wysokie i duże, trochę osłaniały nas przed padającym śniegiem.
Nagle dostałem czymś bardzo zimnym w ucho. Gwałtownie się odwróciłem. Cherr tłumiła śmiech i lepiła w łapach następną śnieżkę.
- No po prostu bardzo zabawne - zaśmiałem się i otrzepałem ośnieżone ucho. Po chwili cudem uniknąłem następnej śniegowej kuli. Tym czynem wadera wypowiedziała wojnę na śnieżki.
Niebawem ja również zabrałem się za lepienie śnieżek. Nagle zaślepiło mnie jakieś światło. Szybko załapałem że to sprawka wadery gammy.
- Ale to nie fair! - krzyknąłem. Cherr uśmiechnęła się pokazując szereg białych ząbków i rzuciła we mnie śnieżką. Wyjąłem sztylet i rozciąłem ją (śnieżkę, nie Cherry) na pół, po czym schowałem się za najbliższym drzewem i wystrzeliłem z gałęzi leżący na niej śnieg.
- Ej! - wadera próbowała odskoczyć od śniegu.
Po kwadransie oboje zmęczeni i przeziębieni usiedliśmy pod drzewem.
- Kto wygrał? - spytała jasnobrązowa wadera.
- Ja myślę.. - powiedziałem ciężko dysząc - Że mamy remis.
< Cherr? > Przepraszam że musiałaś czekać
Od Rebekki CD Picalla
Jakiś czas po spotkaniu Devona i Picalla zostałam oficjalnie przyjęta do Watahy Magicznego Źródła. Objęłam stanowisko łowcy - moim zadaniem było dostarczanie żywności do ośrodka adopcyjnego. Alfa postanowił mi pokazać to miejsce. W trakcie tej niezbyt długiej podróży zapytał:
- Mogę spytać, czy istniały jakieś bariery w sprawie dołączenia do nas?
- Już to zrobiłeś - zauważyłam. - Ale mogę ci odpowiedzieć. Głównie... utrata całkowitej niezależności i pewne opory po prostu przed byciem częścią watahy. Ale wydaliście mi się lepsi niż moja poprzednia wataha.
- A co z nią było nie tak?
- Chcieli zrobić mnie Alfą.
Picallo spojrzał na mnie dziwnie, a potem uniósł brwi i odwrócił głowę w kierunku marszu.
- To zabrzmiało nieco... - zawahał się chwilę, szukając odpowiedniego słowa. - Nietypowe.
Wzruszyłam ramionami.
- Cóż, mi dowodzenie stadem niezbyt odpowiadało. Zwłaszcza takim stadem, jakim była tamta wataha. Własna siostra mnie wygnała pod nieobecność ojca. Ale nie żałuję jej decyzji - i tak nie było mi tam zbyt dobrze. Może dla odmiany opowiesz coś o sobie?
- Może później. Jesteśmy u celu.
Oboje weszliśmy do przestronnej, jasnej i ciepłej jaskini, zapewniającej dobre schronienie dla szczeniaków w wypadku deszczu czy chłodu. Już na progu do mojego towarzysza podbiegły dwa szczeniaki. Przyglądałam się, jak Alfa wita się z nimi, a na pyszczkach dzieci pojawia się jeszcze szerszy uśmiech niż był w chwili wkroczenia Picalla do jaskini.
- To Rebekka - przedstawił mnie młodym. - Będzie dostarczać wam świeże pożywienie. Jeśli ją ładnie poprosicie, może załapiecie się na jakąś lekcję.
Uniosłam jedną brew, a szczeniaki zaśmiały się i odbiegły w głąb groty. Alfa odprowadził je wzrokiem, a potem spojrzał na mnie.
- To byli Dexter i Selin - poinformował. - Poza nimi przebywają tu jeszcze dwie waderki, Niki i Willow.
- Chyba będzie lepiej, jeśli je poznam - zauważyłam. - Wolałabym uniknąć nieprzyjemnej sytuacji, w której wezmą mnie za napastnika czy coś.
<Picallo?>
sobota, 17 grudnia 2016
Od Dayen CD Sunrise
W dwa dni całkowicie umeblowałyśmy jaskinię Sunrise. Wystrój był skromny - małe łóżko, dębowy stolik a przy nim dwa krzesła, ciemny regał na książki, bo dowiedziałam się, że Sun lubi czytać. W ogóle dużo się i niej dowiedziałam przez te dwa dni. Wystarczyło, że byłam z nią cały czas a szybko się otworzyła. Wiem że lubi czytać, spacerować, rysować. Nie mówiła dużo, ale gdy coś powiedziała, zastąpiło to wiele słów.
Po kilku dniach postanowiłam ją odwiedzić. Jednak nie było jej w swojej jaskini. Zastanawiałam się gdzie mogła pójść. Obeszłam cały teren w odległości kilometra. Wreszcie spotkałam ją nad Zlewiskiem. Siedziała lekko pochylona nad taflą wody.
- Cześć - przywitałam się z uśmiechem na twarzy - wszędzie Cię szukałam.
Usiadłam obok wadery. Ona też się uśmiechnęła.
- Hej - odpowiedziała - przyszłam tu posiedzieć. Miałaś rację, że to fajne miejsce.
Trochę się zamyśliłam.
- Ale jak się tu dostałaś? Znałaś drogę ?
- Tak. Byłam tu zanim Cię spotkałam.
Siedziałyśmy chwilę w ciszy.
- Przyszłaś do mnie w jakiejś konkretnej sprawie? -spytała.
- Właściwie to chciałam zobaczyć co u Ciebie. I widzę że chyba dobrze Ci u nas.- powiedziałam optymistycznie.
- Tak, jest tu bardzo pięknie. I cieszę się, że się tu znalazłam.
<Sunrise?>
Po kilku dniach postanowiłam ją odwiedzić. Jednak nie było jej w swojej jaskini. Zastanawiałam się gdzie mogła pójść. Obeszłam cały teren w odległości kilometra. Wreszcie spotkałam ją nad Zlewiskiem. Siedziała lekko pochylona nad taflą wody.
- Cześć - przywitałam się z uśmiechem na twarzy - wszędzie Cię szukałam.
Usiadłam obok wadery. Ona też się uśmiechnęła.
- Hej - odpowiedziała - przyszłam tu posiedzieć. Miałaś rację, że to fajne miejsce.
Trochę się zamyśliłam.
- Ale jak się tu dostałaś? Znałaś drogę ?
- Tak. Byłam tu zanim Cię spotkałam.
Siedziałyśmy chwilę w ciszy.
- Przyszłaś do mnie w jakiejś konkretnej sprawie? -spytała.
- Właściwie to chciałam zobaczyć co u Ciebie. I widzę że chyba dobrze Ci u nas.- powiedziałam optymistycznie.
- Tak, jest tu bardzo pięknie. I cieszę się, że się tu znalazłam.
<Sunrise?>
czwartek, 15 grudnia 2016
Od Sally CD Picalla
Od czasu ostatnich odwiedzin alfy minęło wiele dni. Codziennie wypełniając obowiązki o nim myślałam.
~Tak długo go nie ma. Czy coś się stało, a ja o tym nie wiem? ...Nie napewno wszystko jest okej, po prostu wszyscy mają dużo pracy. ~
Do południa chodziłam wzdłuż granicy watahy. Patrolowałam, nasłuchiwałam. Nic nam nie groziło. Na chwilę zrobiłam sobie przerwę, bo chciałam odpocząć. Ledwo się położyłam.
- A co to za leniuchowanie? No już idziemy!-rzekł basior. Szybko wstałam.
- Ja tylko na chwilę, nic się nie działo więc....-mamrotałam w zakłopotaniu.
- Spokojnie, tylko żartowałem. No i przy okazji sprawdzałem twoją czujność.
Basior uśmiechał się, a później uśmiech powoli znikał z jego twarzy. Nastąpiła chwila ciszy. Zaczęłam nerwowo kopać ziemię.
- Gdzie mieliśmy iść? Czy to też był żart? - uniosłam brew. Chyba wprowadziłem go z zakłopotanie. Zastanowił się trochę.
- Jeśli chcesz.. mógłbym Cię zabrać ze sobą, bo chyba się tu wynudziłaś?
- Obserwowałeś mnie? Ale jak, nikogo nie widziałam? - z zaskoczenia otworzył mi się pyszczek. Nie chodziło o to ze w ogóle mnie śledził, ale że ja się nie zorientowałam? ~Głupia, gdyby ktoś Cię podszedł, nawet byś nie zauważyła.~pomyślałam.
- Mam nadzieję, że się nie gniewasz? Rozumiesz, chciałem sprawdzić jak sobie radzisz. I z moich obserwacji wnioskuję, że średnio Ci idzie patrolowanie, dlatego Cię zabieram.
- A kto przypilnuje granicy? - spytałam głośno.
- Dziś zastąpi Cię Devon. Z resztą i tak nie ma nic do roboty.-rzekł odwracając się - To idziesz ?
Pełna optymizmu podbiegłam do basiora. Moje oczy zasłynęły z radości i podekscytowania. Picallo widząc to uśmiechnął się obnażając rząd śnieżnobiałych zębów. Coś się w nim zmieniło, mam nadzieję, że dowiem się tego dziś.
< Picallo? >
~Tak długo go nie ma. Czy coś się stało, a ja o tym nie wiem? ...Nie napewno wszystko jest okej, po prostu wszyscy mają dużo pracy. ~
Do południa chodziłam wzdłuż granicy watahy. Patrolowałam, nasłuchiwałam. Nic nam nie groziło. Na chwilę zrobiłam sobie przerwę, bo chciałam odpocząć. Ledwo się położyłam.
- A co to za leniuchowanie? No już idziemy!-rzekł basior. Szybko wstałam.
- Ja tylko na chwilę, nic się nie działo więc....-mamrotałam w zakłopotaniu.
- Spokojnie, tylko żartowałem. No i przy okazji sprawdzałem twoją czujność.
Basior uśmiechał się, a później uśmiech powoli znikał z jego twarzy. Nastąpiła chwila ciszy. Zaczęłam nerwowo kopać ziemię.
- Gdzie mieliśmy iść? Czy to też był żart? - uniosłam brew. Chyba wprowadziłem go z zakłopotanie. Zastanowił się trochę.
- Jeśli chcesz.. mógłbym Cię zabrać ze sobą, bo chyba się tu wynudziłaś?
- Obserwowałeś mnie? Ale jak, nikogo nie widziałam? - z zaskoczenia otworzył mi się pyszczek. Nie chodziło o to ze w ogóle mnie śledził, ale że ja się nie zorientowałam? ~Głupia, gdyby ktoś Cię podszedł, nawet byś nie zauważyła.~pomyślałam.
- Mam nadzieję, że się nie gniewasz? Rozumiesz, chciałem sprawdzić jak sobie radzisz. I z moich obserwacji wnioskuję, że średnio Ci idzie patrolowanie, dlatego Cię zabieram.
- A kto przypilnuje granicy? - spytałam głośno.
- Dziś zastąpi Cię Devon. Z resztą i tak nie ma nic do roboty.-rzekł odwracając się - To idziesz ?
Pełna optymizmu podbiegłam do basiora. Moje oczy zasłynęły z radości i podekscytowania. Picallo widząc to uśmiechnął się obnażając rząd śnieżnobiałych zębów. Coś się w nim zmieniło, mam nadzieję, że dowiem się tego dziś.
< Picallo? >
sobota, 10 grudnia 2016
Od Cherr CD Kyle'a
- Jestem tu od początku jej istnienia, czyli od kilku miesięcy - rzekłam.
Zjedliśmy już prawie całego łosia. Ciekawe, co teraz zrobię z zającem ~ pomyślałam, śmiejąc się w duchu. Kyle łykał ostatnie kęsy łosia.
- A na jakim jesteś stanowisku? - spytał z ciekawością.
- A Ty?- odbiłam piłeczkę. W moich łapach zaczęła formować się mała kuleczka śniegu, która powoli stawała się coraz większą.
- Jestem prywatnym szpiegiem. Zawsze byłem dobry w takich rzeczach. Jestem więc zadowolony.
Basior wyprostował się. Chyba domyślił się co planuję. W takim razie rozbiłam moją śnieżkę. To chyba sprawiło że stracił czujność. Ale ja wolałam jeszcze poczekać.
- To dobrze, że lubisz swoją pracę. Ja niby mam poważne stanowisko, ale dla mnie to za mało. Może zajmę się jeszcze czymś - uśmiechnęłam się delikatnie.
- A jakie masz stanowisko?-spytał wpatrując się we mnie.
- W zasadzie to hierarchia i stanowisko w jednym. Tak czy inaczej, jestem Gammą tej watahy.
Na te słowa basior trochę spoważniał. Ja się już trochę przyzwyczaiłam.
- Czy to znaczy że jestem kimś lepszym? Niektóre wilki najpierw odnoszą się do mnie normalnie, a gdy usłyszą że jestem Gammą, wszyscy traktują mnie inaczej- powiedziałam grzebiąc łapą w śniegu.
Kyle był wyraźnie zakłopotany.
- Przepraszam, ledwo Cię poznałam a już zalewam Cię moimi rozterkami.
Basior zastanowił się chwilę, a potem powiedział uśmiechając się pod nosem:
- '' Prawdziwy akt odkrycia nie polega na odnajdywaniu nowych lądów, lecz na patrzeniu na stare w nowy sposób. ''
< Kyle?>
Zjedliśmy już prawie całego łosia. Ciekawe, co teraz zrobię z zającem ~ pomyślałam, śmiejąc się w duchu. Kyle łykał ostatnie kęsy łosia.
- A na jakim jesteś stanowisku? - spytał z ciekawością.
- A Ty?- odbiłam piłeczkę. W moich łapach zaczęła formować się mała kuleczka śniegu, która powoli stawała się coraz większą.
- Jestem prywatnym szpiegiem. Zawsze byłem dobry w takich rzeczach. Jestem więc zadowolony.
Basior wyprostował się. Chyba domyślił się co planuję. W takim razie rozbiłam moją śnieżkę. To chyba sprawiło że stracił czujność. Ale ja wolałam jeszcze poczekać.
- To dobrze, że lubisz swoją pracę. Ja niby mam poważne stanowisko, ale dla mnie to za mało. Może zajmę się jeszcze czymś - uśmiechnęłam się delikatnie.
- A jakie masz stanowisko?-spytał wpatrując się we mnie.
- W zasadzie to hierarchia i stanowisko w jednym. Tak czy inaczej, jestem Gammą tej watahy.
Na te słowa basior trochę spoważniał. Ja się już trochę przyzwyczaiłam.
- Czy to znaczy że jestem kimś lepszym? Niektóre wilki najpierw odnoszą się do mnie normalnie, a gdy usłyszą że jestem Gammą, wszyscy traktują mnie inaczej- powiedziałam grzebiąc łapą w śniegu.
Kyle był wyraźnie zakłopotany.
- Przepraszam, ledwo Cię poznałam a już zalewam Cię moimi rozterkami.
Basior zastanowił się chwilę, a potem powiedział uśmiechając się pod nosem:
- '' Prawdziwy akt odkrycia nie polega na odnajdywaniu nowych lądów, lecz na patrzeniu na stare w nowy sposób. ''
< Kyle?>
piątek, 9 grudnia 2016
Od Kyle'a CD Cherr
Zaatakowałem łosia . Zaraz jednak musiałem się odsunąć, cudem unikając szybkiego ciosu porożem. Obiegłem go szerokim łukiem i ponownie naskoczyłem. Po pewnym czasie łoś zginął tragicznie na wskutek odniesionych ran. Spojrzałem na krew wypływającą z rany zwierzęcia. A może... a może on miał rodzinę? Przyjaciół? Niespełnione marzenia?
Chwila, Kyle, co ty mówisz? Od kiedy masz na sumieniu łosia?
Odwróciłem się w przeciwnym kierunku.
- Może się poczęstujesz?! - zawołałem do jasnobrązowej wadery - Nie wiem czy zjem to wszystko.
Wadera podeszła do mnie, położyła swojego zająca na śniegu i usiadła. Zaczęliśmy wspólnie konsumować najlepsze kąski z łosia.
- Tak właściwie to jak się nazywasz? - spytała wadera, przełykając kawałek mięsa.
- Kyle - odparłem krótko, bo nie mówi się z pełnymi ustani - A ty?
- Jestem Cherry. Ale możesz się do mnie zwracać Cherr. Należysz do Watahy Magicznego Źródła?
Na chwilę przestałem rzuć mięso.
- Od zaledwie kilku godzin - powiedziałem.
Swoją drogą, zjedzenie łosia zajęło mnie i Cherr całkiem niedużo czasu. Znowu zaczął padać śnieg. Znowu. Śnieg.
- Dziękuję za łosia - powiedziała wadera.
- Spoko.. miło, że smakowało. Długo już jesteś w watasze?
<Cherry?>
Chwila, Kyle, co ty mówisz? Od kiedy masz na sumieniu łosia?
Odwróciłem się w przeciwnym kierunku.
- Może się poczęstujesz?! - zawołałem do jasnobrązowej wadery - Nie wiem czy zjem to wszystko.
Wadera podeszła do mnie, położyła swojego zająca na śniegu i usiadła. Zaczęliśmy wspólnie konsumować najlepsze kąski z łosia.
- Tak właściwie to jak się nazywasz? - spytała wadera, przełykając kawałek mięsa.
- Kyle - odparłem krótko, bo nie mówi się z pełnymi ustani - A ty?
- Jestem Cherry. Ale możesz się do mnie zwracać Cherr. Należysz do Watahy Magicznego Źródła?
Na chwilę przestałem rzuć mięso.
- Od zaledwie kilku godzin - powiedziałem.
Swoją drogą, zjedzenie łosia zajęło mnie i Cherr całkiem niedużo czasu. Znowu zaczął padać śnieg. Znowu. Śnieg.
- Dziękuję za łosia - powiedziała wadera.
- Spoko.. miło, że smakowało. Długo już jesteś w watasze?
<Cherry?>
Od Picalla CD Sally
Od razu przystąpiliśmy do marszu. Postanowiłem pokazać waderze jaskinię położoną w głębi Lasu Północnego. Zaczęło się robić ciemno.
- To tutaj. W zasadzie to nie jaskinia tylko grota. Myślę, że Ci się spodoba.
- Jest wspaniała - rzekła, wchodząc do środka i rozglądając się. Ja wszedłem za nią. Wadera usiadła na środku jaskini.
- A tu będzie stół dla gości. I przydało by się coś dla potencjalnych '' wrogów ''.
- Raczej nie będzie ich wiele. A jeśli się znajdą, to w końcu Ty tu jesteś i dasz im popalić.
< Sally?>
- To tutaj. W zasadzie to nie jaskinia tylko grota. Myślę, że Ci się spodoba.
- Jest wspaniała - rzekła, wchodząc do środka i rozglądając się. Ja wszedłem za nią. Wadera usiadła na środku jaskini.
- A tu będzie stół dla gości. I przydało by się coś dla potencjalnych '' wrogów ''.
- Raczej nie będzie ich wiele. A jeśli się znajdą, to w końcu Ty tu jesteś i dasz im popalić.
< Sally?>
środa, 7 grudnia 2016
Od Sunrise CD Dayen
Wadera cały czas biegła podskakując przy tym. Zorientowałam się, że doskonale wie, gdzie mnie ulokuje. Nie chciałam jej przeszkadzać, więc w ciszy czekałam aż przedstawi mi moje nowe mieszkanie. Mijałyśmy wiele drzew, krzewów z różnymi owocami leśnymi i widziałyśmy też wiele zwierząt.
- Nasze tereny są całkiem, całkiem, prawda? - spytała wesoło.
- Tak, jest tu wiele pięknych okazów przyrody - odrzekłam spokojnie rozglądając sie przy tym.
- Bo to jest Las Życia. Jeden z najpiękniejszych obszarów naszej watahy. Nie bez powodu zawdzięcza taką nazwę. Żyją tu najwspanialsze i najdorodniejsze organizmy w watasze. I dlatego myślę, że świetnie będzie ci się tu mieszkało.
- To super, bardzo bym tego chciała - powiedziałam, z dużo mniejszym optymizmem niż moja towarzyszka.
Nie dlatego, że jej ie polubiłam. A raczej dlatego iż zawsze byłam taka nieśmiała i niezbyt kontaktowna. Taka już jestem.
Po kilku minutach spaceru dotarłyśmy wreszcie na miejsce. Uśmiech nie zchodził Dayen z pyska. Z resztą ta jaskinia wywołała uśmiech i na mojej twarzy.
- Może nie jest ogromna, ale ma swój urok. Mnie osobiście się podoba i myślę, że to miejsce doskonale cię odzwierciedla - z uśmiechem podsumowała wykład o moim charakterze. I miała rację.
- Z tąd masz też niedaleko do Zlewiska. To bardzo piękne miejsce. Zabiorę cię tam innym razem.
- Dzięki za wszystko. Jesteś bardzo miła i ciepła. Jeszcze raz dziękuję za twoją pomoc - rzekłam z wdzięcznością i zadowoleniem ukrytym pod nieśmiałością.
- Na razie nie ma za co dziękować, bo trzeba jeszcze wyposażyć jaskinię w kilka potrzebnych przedmiotów, ale i z tym sobie poradzimy! - powiedziała podekscytowanym tonem. Uśmiechnęłam się szeroko, by dać znać mojej nowej znajomej jak bardzo się cieszę.
- Nasze tereny są całkiem, całkiem, prawda? - spytała wesoło.
- Tak, jest tu wiele pięknych okazów przyrody - odrzekłam spokojnie rozglądając sie przy tym.
- Bo to jest Las Życia. Jeden z najpiękniejszych obszarów naszej watahy. Nie bez powodu zawdzięcza taką nazwę. Żyją tu najwspanialsze i najdorodniejsze organizmy w watasze. I dlatego myślę, że świetnie będzie ci się tu mieszkało.
- To super, bardzo bym tego chciała - powiedziałam, z dużo mniejszym optymizmem niż moja towarzyszka.
Nie dlatego, że jej ie polubiłam. A raczej dlatego iż zawsze byłam taka nieśmiała i niezbyt kontaktowna. Taka już jestem.
Po kilku minutach spaceru dotarłyśmy wreszcie na miejsce. Uśmiech nie zchodził Dayen z pyska. Z resztą ta jaskinia wywołała uśmiech i na mojej twarzy.
- Może nie jest ogromna, ale ma swój urok. Mnie osobiście się podoba i myślę, że to miejsce doskonale cię odzwierciedla - z uśmiechem podsumowała wykład o moim charakterze. I miała rację.
- Z tąd masz też niedaleko do Zlewiska. To bardzo piękne miejsce. Zabiorę cię tam innym razem.
- Dzięki za wszystko. Jesteś bardzo miła i ciepła. Jeszcze raz dziękuję za twoją pomoc - rzekłam z wdzięcznością i zadowoleniem ukrytym pod nieśmiałością.
- Na razie nie ma za co dziękować, bo trzeba jeszcze wyposażyć jaskinię w kilka potrzebnych przedmiotów, ale i z tym sobie poradzimy! - powiedziała podekscytowanym tonem. Uśmiechnęłam się szeroko, by dać znać mojej nowej znajomej jak bardzo się cieszę.
<Dayen?>
Od Cherr CD Kyle'a
- Hej, widzę, że złapałaś mój niedoszły obiad- odezwał sie basior.
Chwilę mu się przyglądałam, po czym położyłam zdobycz przed sobą. Basior wyglądał całkiem nieźle. Był prawie cały czarny tylko na brzuchu i ogonie spostrzegłam białe umaszczenie. Na wietrze falowała czerwona wstęga przyczepiona do jeso sierści, a z boku przypięty był lśniący i zapewne ostry nóż. Wilk natomiast raz patrzył na mnie, a raz na zdobycz.
- Tak złapałam - rzekłam odgarniając mokre od śniegu włosy - jeśli chcesz mogę ci go dać. Nie jestem aż tak głodna.
- Ten zając jest twój - powiedział dziwnie oschłym głosem, ale zaraz się poprawił - ja znajdę drugiego.
- Właściwie to złapałam go dzięki tobie. Przygnałeś go prosto do mnie, więc jest też twój.
- On jest twój - rzekł tym razem dość łagodnie.
Nagle nasze głowy zwróciły się w kierunku północnym. Z tamtąd bowiem czuć było interesującą woń
- Łoś - powiedzieliśmy niemal jednocześnie. Basior podszedł bliżej mnie.
- Teraz pokażę ci, że nie potrzebuję zabierać ci jedzenia. Tak nie wypada.
Basior mrugnął i zaczął biec. Zwierzę było niedaleko nas. Pobiegłam za basiorem. Chciałam zobaczyć czy rzeczywiście radzi sobie aż tak dobrze, że wzgardził moim zającem.
<Kyle?>
Chwilę mu się przyglądałam, po czym położyłam zdobycz przed sobą. Basior wyglądał całkiem nieźle. Był prawie cały czarny tylko na brzuchu i ogonie spostrzegłam białe umaszczenie. Na wietrze falowała czerwona wstęga przyczepiona do jeso sierści, a z boku przypięty był lśniący i zapewne ostry nóż. Wilk natomiast raz patrzył na mnie, a raz na zdobycz.
- Tak złapałam - rzekłam odgarniając mokre od śniegu włosy - jeśli chcesz mogę ci go dać. Nie jestem aż tak głodna.
- Ten zając jest twój - powiedział dziwnie oschłym głosem, ale zaraz się poprawił - ja znajdę drugiego.
- Właściwie to złapałam go dzięki tobie. Przygnałeś go prosto do mnie, więc jest też twój.
- On jest twój - rzekł tym razem dość łagodnie.
Nagle nasze głowy zwróciły się w kierunku północnym. Z tamtąd bowiem czuć było interesującą woń
- Łoś - powiedzieliśmy niemal jednocześnie. Basior podszedł bliżej mnie.
- Teraz pokażę ci, że nie potrzebuję zabierać ci jedzenia. Tak nie wypada.
Basior mrugnął i zaczął biec. Zwierzę było niedaleko nas. Pobiegłam za basiorem. Chciałam zobaczyć czy rzeczywiście radzi sobie aż tak dobrze, że wzgardził moim zającem.
<Kyle?>
poniedziałek, 5 grudnia 2016
Od Kyle'a
Jakieś kilka godzin po dołączeniu znalazłem wolną, w miarę fajną jaskinię. Była nieduża, więc nie było szans się w niej zgubić. Chwilę w niej posiedziałem i postanowiłem z nudów udać się na mały zwiad terenów. Znajdowałem się w pięknym lesie. Drzewa pokrył rano szron. Minąłem jeziorko pokryte ciękim lodem. No właśnie. Nadchodziła wielkimi krokami zima, a ja nie byłem przyzwyczajony do tak niskich temperatur.
Z nudów udałem się przy okazji na polowanie. Warunki pogodowe nie wskazywały na jakąkolwiek obecność zwierząt, ale jednak coś znalazłem. Był to mały zając. Zacząłem gonić zwierzaka, ale był bardzo szybki. Ostatecznie się zmęczyłem i zaniechałem pościgu. Wróciłem do powolnego spaceru i napotkałem nieznaną waderę.
<Ktoś>?
Z nudów udałem się przy okazji na polowanie. Warunki pogodowe nie wskazywały na jakąkolwiek obecność zwierząt, ale jednak coś znalazłem. Był to mały zając. Zacząłem gonić zwierzaka, ale był bardzo szybki. Ostatecznie się zmęczyłem i zaniechałem pościgu. Wróciłem do powolnego spaceru i napotkałem nieznaną waderę.
<Ktoś>?
Event Bożonarodzeniowy
Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, z tej okazji w naszej watasze został zorganizowany event!!!
1. Quest "Nic nie jest takie, jak się wydaje''
Spacerujesz po granicach watahy. Zgłodniałeś, więc postanawiasz zapolować. Niedaleko (już poza granicą watahy) dostrzegasz dziwne zwierzę, a dokładniej świątecznego renifera(tu proszę o zdjęcie). Mimo to postanawiasz zapolować, jednak...(tu czekam, aż mnie zaskoczycie)
minimum 200 słów
2.Quest '' Magiczne drzewko''
Zostałeś wysłany przez Alfę po świąteczne drzewko. Szukasz i szukasz, ale żadne się nie nadaje. W głębi lasu dostrzegasz naprawdę niezwykłe drzewko. Chcesz je zabrać ze sobą, ale nagle zjawia się elf i prosi cię o pomoc w pewnej bardzo ważnej sprawie... W zamian możesz zabrać drzewko do watahy.
minimum 300 słów
3. Quest '' Wyprawa w nieznane ''
Wszystkie wilki są zajęte przygotowaniami do świąt. Tylko ty nie masz co ze sobą zrobić. Twoja jaskinia jest ustrojona i wszystko jest już gotowe. Więc idziesz nad Zlewisko (patrz ''Tereny Watahy'')
Tam słyszysz rozmowę dwóch nieznanych ci wilków. Dowiadujesz się, że chcą oni (to zostawiam dla ciebie)
Co zrobisz? Pomożesz im czy raczej przeszkodzisz? Wszystko w twoich łapach.
Za najlepsze opowiadania dostaniecie nagrody w postaci magicznych wisiorków i eliksirów.
Event kończy się 30 grudnia
Z niecierpliwością czekam na wasze opka
Alfa Picallo
niedziela, 4 grudnia 2016
Od Dayen CD Sunrise
-Hejjjjj- krzyknęłam wesoło, wyłaniając się z wody-przepraszam, jeśli Cię ochlapałam. Jestem Dayen.
- Eee...Nie nic się nie stało. Mam na imię Sunrise.
- Bardzo ładne masz imię. Co tu robisz?- zapytałam, wychodząc z wody. Delikatnie się otrząsnęłam i usiadłam obok nowopoznanej wilczycy.
- Rozmyślam. To miejsce jest bardzo uspokajające - uśmiechnęła się lekko drapiąc ziemię.
- Należysz do jakiejś watahy? - spytałam puszczając kaczki kolorowymi kamykami.
- Tak, właśnie dołączyłam do Watahy Magicznego Źródła. Alfa Picallo powiedział mi, że spotkam tu czarno-niebieską waderę, która jest gammą. Ale zapomniał powiedzieć mi jak ma na imię.
- To ja jestem tą gammą, której szukasz.
- Ale przecież Ty jesteś cała niebieska - wadera spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
Ja skupiłam się, znów otrząsnęłam i wróciłam do pierwotnego umaszczenia.
- Jak Ty...?
- To moja moc, bardzo fajna nie? -rzekłam wstając - To co, masz gdzie mieszkać?
- Yyy no nie, nie mam - spuściła nieśmiało wzrok. Później wytrzeszczyła oczy. Bowiem jezioro nagle zamarzło, a u naszych łap pojawił się śnieg.
- O co chodzi? - spytała, sprawdzając prawdziwość śniegu.
- To magia tego miejsca - uśmiechnęłam się delikatnie - teraz aktualnie jest zima, więc jest okej.
Wadera jeszcze jakiś czas siedziała w bezruchu, a później wstała powoli.
- To co, idziemy? - zachęciłam ją trochę.
- Dobrze, ale gdzie?
- Poszukać Ci nowego mieszkania!
< Sunrise?>
- Eee...Nie nic się nie stało. Mam na imię Sunrise.
- Bardzo ładne masz imię. Co tu robisz?- zapytałam, wychodząc z wody. Delikatnie się otrząsnęłam i usiadłam obok nowopoznanej wilczycy.
- Rozmyślam. To miejsce jest bardzo uspokajające - uśmiechnęła się lekko drapiąc ziemię.
- Należysz do jakiejś watahy? - spytałam puszczając kaczki kolorowymi kamykami.
- Tak, właśnie dołączyłam do Watahy Magicznego Źródła. Alfa Picallo powiedział mi, że spotkam tu czarno-niebieską waderę, która jest gammą. Ale zapomniał powiedzieć mi jak ma na imię.
- To ja jestem tą gammą, której szukasz.
- Ale przecież Ty jesteś cała niebieska - wadera spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
Ja skupiłam się, znów otrząsnęłam i wróciłam do pierwotnego umaszczenia.
- Jak Ty...?
- To moja moc, bardzo fajna nie? -rzekłam wstając - To co, masz gdzie mieszkać?
- Yyy no nie, nie mam - spuściła nieśmiało wzrok. Później wytrzeszczyła oczy. Bowiem jezioro nagle zamarzło, a u naszych łap pojawił się śnieg.
- O co chodzi? - spytała, sprawdzając prawdziwość śniegu.
- To magia tego miejsca - uśmiechnęłam się delikatnie - teraz aktualnie jest zima, więc jest okej.
Wadera jeszcze jakiś czas siedziała w bezruchu, a później wstała powoli.
- To co, idziemy? - zachęciłam ją trochę.
- Dobrze, ale gdzie?
- Poszukać Ci nowego mieszkania!
< Sunrise?>
sobota, 3 grudnia 2016
Od Picalla & Devona CD Rebekki
- Ja jestem Picallo, a to Devon - powiedziałem spokojnym głosem - a ty skąd tu się wzięłaś?
- Dotarłam na wasze tereny dopiero dziś. Ale spokojnie, nie zamierzam zakłócać waszego spokoju - powiedziała i chciała odejść, ale zatrzymał ją Devon.
- Zaczekaj - rzekł, łapiąc ją za rękę. Ona natychmiast wyrwała łapę z uścisku.
- Mówiłam, że nie będę rozrabiać, ale ten tu to sam się prosi! - zwróciła się do mnie. Spojrzałem na Devona. Wiedziałem o co mu chodzi, ale dałem mu znać żeby puścił Rebekkę. Zrobił to z niechęcią.
- Myślę, że nie zrobił tego, żeby cię rozzłościć, ale się o coś spytać - zwróciłem się do niej.
- A o co?
- Nie należysz do żadnej watahy, prawda?
Wadera trochę się zastanawiała, ale w końcu odpowiedziała.
- Raczej nie, ale co to ma do rzeczy? - spytała zaciekawiona.
- Nasza wataha jest niewielka i potrzebujemy nowych wilków. Co ty na to? - rzekł Devon.
Rebekka odwróciła wzrok i wpatrywała się w jakiś czas w dal. Wiedziałem już, że jeśli będzie chciała dołączyć, muszę z nią szczerze porozmawiać. Musi więc mi powiedzieć, co było barierą w dołączeniu do nas.
- Nie musisz podejmować decyzji od ra..
- Okej - rzekła - mogę dołączyć. Czym mogę się zająć?
Na twarzy Devona pojawił się uśmiech. Nie ukrywam, że mi też było wesoło. Rebekka wydawała się być całkiem spoko waderą. Nie ukrywała się ze swoim charakterem. Jednak jeśli chce dołączyć, musi mi powiedzieć co ją trapi, inaczej nie będę w stanie jej zaufać.
< Rebekka? >
- Dotarłam na wasze tereny dopiero dziś. Ale spokojnie, nie zamierzam zakłócać waszego spokoju - powiedziała i chciała odejść, ale zatrzymał ją Devon.
- Zaczekaj - rzekł, łapiąc ją za rękę. Ona natychmiast wyrwała łapę z uścisku.
- Mówiłam, że nie będę rozrabiać, ale ten tu to sam się prosi! - zwróciła się do mnie. Spojrzałem na Devona. Wiedziałem o co mu chodzi, ale dałem mu znać żeby puścił Rebekkę. Zrobił to z niechęcią.
- Myślę, że nie zrobił tego, żeby cię rozzłościć, ale się o coś spytać - zwróciłem się do niej.
- A o co?
- Nie należysz do żadnej watahy, prawda?
Wadera trochę się zastanawiała, ale w końcu odpowiedziała.
- Raczej nie, ale co to ma do rzeczy? - spytała zaciekawiona.
- Nasza wataha jest niewielka i potrzebujemy nowych wilków. Co ty na to? - rzekł Devon.
Rebekka odwróciła wzrok i wpatrywała się w jakiś czas w dal. Wiedziałem już, że jeśli będzie chciała dołączyć, muszę z nią szczerze porozmawiać. Musi więc mi powiedzieć, co było barierą w dołączeniu do nas.
- Nie musisz podejmować decyzji od ra..
- Okej - rzekła - mogę dołączyć. Czym mogę się zająć?
Na twarzy Devona pojawił się uśmiech. Nie ukrywam, że mi też było wesoło. Rebekka wydawała się być całkiem spoko waderą. Nie ukrywała się ze swoim charakterem. Jednak jeśli chce dołączyć, musi mi powiedzieć co ją trapi, inaczej nie będę w stanie jej zaufać.
< Rebekka? >
Od Rebekki
Wiedziałam, że jestem na terytorium potencjalnych przyjaciół lub też potencjalnych wrogów. Mówiły mi o tym instynkt, węch i wzrok. Choć pozornie nikogo nie było w pobliżu, zachowałam czujność. Ktoś mógł podejść mnie pod wiatr lub ukryć swój zapach pod solidną warstwą błota. Choć wydawało mi się, że członkowie tejże watahy to w większości wilczyce, zawsze mogło się okazać, że albo się myliłam, albo że to doświadczone wojowniczki. Cóż, czas pokaże... Nagle do moich uszu dotarł trzask łamanej gałązki. Rzuciłam na boki ukradkowe spojrzenia i wytężyłam słuch. Choć nie czułam ani nie widziałam nikogo, miałam dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Czasem odczucie znikało, a czasem przybierało na sile, aż nagle za zakrętem.
- Kim jesteś? - usłyszałam pytanie, które padło z pyska stojącego naprzeciw mnie basiora. Choć nie był przezroczysty, wydawało się, jakby w całości zrobiony był z wody.
- Nie twoja sprawa - warknęłam, przyglądając mu się uważnie.
- Czyżby? Czy wiesz, że jesteś na terytorium watahy?
- Ciężko nie zauważyć. A zresztą, skąd mam mieć pewność, że ty należysz do tej watahy?
- Tak się składa, że ja za niego poręczę. - Jakiś wilk stanął za mną. Odwróciłam głowę delikatnie w jego stronę, tak, aby równocześnie widzieć tego pierwszego basiora. Ten drugi był brązowo-czarny i wyglądał na nieco starszego, gdzieś tak o rok czy dwa.
- A tak poza tym, jakie to ma znaczenie? - zapytał pierwszy.
- Jeszcze nie wiem - mruknęłam. - Puścicie mnie w końcu?
- Wcale się nie trzymamy - zauważył pierwszy. Przewróciłam oczami, wzdychając cicho.
- Fajnie, to ja w takim razie sobie już pójdę - odpowiedziałam, uśmiechając się lekko. Ruszyłam w stronę drzew, kiedy drogę zagrodził mi drugi z basiorów.
- Nie tak prędko. Nadal nie wiemy, kim jesteś.
- Zostawcie mnie. Nie chcę używać siły - warknęłam ostrzegawczo.
- To dobrze. Nie sądzę, by na wiele ci się ona zdała.
Bez ostrzeżenia pchnęłam go i skoczyłam w stronę drugiego basiora. Ten zrobił unik, umożliwiając mi ucieczkę. Szybko jednak spostrzegł swój błąd i powalił mnie na ziemię. Przytrzymał mnie łapami, chyba myśląc, że tym razem mu odpowiem. Cóż, kolejny błąd. Przeniosłam się wiatrem i stanęłam za nim, a basior runął do przodu. Pierwszy tymczasem biegł w moją stronę. Wykonałam wślizg i podłożyłam mu łapę. Coś źle jednak wyliczyłam i wilk, zamiast na ziemi, wylądował na mnie. Wypełzłam spod niego, ale nim wstałam, padł na mnie cień tego brązowego.
- Rebekka - powiedziałam, spoglądając na niego.
- Co?
- Nazywam się Rebekka. Miło was poznać. Mam do czynienia z kimś wpływowym w tej watasze?
- Z Alfą - odpowiedział pierwszy, podnosząc się.
- I Betą - dopowiedział drugi, spoglądając na towarzysza.
- Fajnie - uśmiechnęłam się lekko. - Mogę poznać wasze imiona?
<Picallo, Devon?>
- Kim jesteś? - usłyszałam pytanie, które padło z pyska stojącego naprzeciw mnie basiora. Choć nie był przezroczysty, wydawało się, jakby w całości zrobiony był z wody.
- Nie twoja sprawa - warknęłam, przyglądając mu się uważnie.
- Czyżby? Czy wiesz, że jesteś na terytorium watahy?
- Ciężko nie zauważyć. A zresztą, skąd mam mieć pewność, że ty należysz do tej watahy?
- Tak się składa, że ja za niego poręczę. - Jakiś wilk stanął za mną. Odwróciłam głowę delikatnie w jego stronę, tak, aby równocześnie widzieć tego pierwszego basiora. Ten drugi był brązowo-czarny i wyglądał na nieco starszego, gdzieś tak o rok czy dwa.
- A tak poza tym, jakie to ma znaczenie? - zapytał pierwszy.
- Jeszcze nie wiem - mruknęłam. - Puścicie mnie w końcu?
- Wcale się nie trzymamy - zauważył pierwszy. Przewróciłam oczami, wzdychając cicho.
- Fajnie, to ja w takim razie sobie już pójdę - odpowiedziałam, uśmiechając się lekko. Ruszyłam w stronę drzew, kiedy drogę zagrodził mi drugi z basiorów.
- Nie tak prędko. Nadal nie wiemy, kim jesteś.
- Zostawcie mnie. Nie chcę używać siły - warknęłam ostrzegawczo.
- To dobrze. Nie sądzę, by na wiele ci się ona zdała.
Bez ostrzeżenia pchnęłam go i skoczyłam w stronę drugiego basiora. Ten zrobił unik, umożliwiając mi ucieczkę. Szybko jednak spostrzegł swój błąd i powalił mnie na ziemię. Przytrzymał mnie łapami, chyba myśląc, że tym razem mu odpowiem. Cóż, kolejny błąd. Przeniosłam się wiatrem i stanęłam za nim, a basior runął do przodu. Pierwszy tymczasem biegł w moją stronę. Wykonałam wślizg i podłożyłam mu łapę. Coś źle jednak wyliczyłam i wilk, zamiast na ziemi, wylądował na mnie. Wypełzłam spod niego, ale nim wstałam, padł na mnie cień tego brązowego.
- Rebekka - powiedziałam, spoglądając na niego.
- Co?
- Nazywam się Rebekka. Miło was poznać. Mam do czynienia z kimś wpływowym w tej watasze?
- Z Alfą - odpowiedział pierwszy, podnosząc się.
- I Betą - dopowiedział drugi, spoglądając na towarzysza.
- Fajnie - uśmiechnęłam się lekko. - Mogę poznać wasze imiona?
<Picallo, Devon?>
piątek, 28 października 2016
piątek, 21 października 2016
Od Sally CD Picalla
Trochę mnie zdziwiło, że Alfa skupia uwagę na mnie, a nie na inne rzeczy. Może chciał mnie sprawdzić? W sumie powierzył dość ważne stanowisko komuś, kogo dopiero poznał. Rozmyślając szliśmy przez mały, lecz gęsty lasek, później przez suche pole, na którym nie można było dostrzec ani krzty życia.
- Czemu tu nic nie rośnie? - spytałam spoglądając na ziemię. Wzięłam trochę piasku i wypuściłam ją. Niestety w tamtym momencie wiatr zaczął mocniej wiać i wszystko poleciało na oczy Picalla - O matko, przepraszam, nie chciałam!
Krzyknęłam. Podbiegłam mu pomóc. Basior przecierał łapą podrażnione oczy.
- Nic się nie stało, poradzę sobie - odsunął moją łapę od swoich oczu.
Spuściłam wzrok, by wyrazić swą skruchę. Zerknęłam na Picalla spode łba. Uśmiechał się lekko. Kiedy podniosłam wzrok, spoważniał.
- Pytałaś czemu nic tu nie rośnie? - zaczął. Skinęłam głową. - Nigdy nie słyszałaś historii tego miejsca, nigdy tu nie byłaś?
- Nie - odparłam - kiedy byłam sama bałam się oddalać od domu. Dlatego nigdy nie oedchodziłam od domu dalej niż na kilometr lub dwa.
Basior był naprawdę zdziwiony, ale zaraz przyjął to do wiadomości i chyba zrozumiał.
- A teraz jak nas znalazłaś? - spytał zaciekawiony.
- Mój dom jest około dwa kilometry dalej od środka watahy. Jest dobrze ukryty, więc nie dziw się, że go niezobaczyliście. - uśmiechnęłam się lekko.
- Widzisz, za tym polem jest ogromny las, czyli Wielki Las Północny. Jak już wiesz, jest to północna granica watahy. Twoim zadaniem jest jej patrolowanie.
- Przecież to wiem - rzekłam.
- Wiem, że wiesz. Jednak trzeba było tę sprawę przedstawić formalnie - basior uśmiechnął się szeroko.
- Mówiłam już, że mój dom jest dwa kilometry od środka watahy. A my od środka watahy jesteśmy około 20. Chyba będę musiała się przeprowadzić.
- Na jakiś czas tak, dopuki nie znajdziemy ci kogoś na zmianę. Może poszukamy ci jaskini? - rzekł zachęcająco.
- Świetny pomysł! Chodźmy !
<Picallo?>
- Czemu tu nic nie rośnie? - spytałam spoglądając na ziemię. Wzięłam trochę piasku i wypuściłam ją. Niestety w tamtym momencie wiatr zaczął mocniej wiać i wszystko poleciało na oczy Picalla - O matko, przepraszam, nie chciałam!
Krzyknęłam. Podbiegłam mu pomóc. Basior przecierał łapą podrażnione oczy.
- Nic się nie stało, poradzę sobie - odsunął moją łapę od swoich oczu.
Spuściłam wzrok, by wyrazić swą skruchę. Zerknęłam na Picalla spode łba. Uśmiechał się lekko. Kiedy podniosłam wzrok, spoważniał.
- Pytałaś czemu nic tu nie rośnie? - zaczął. Skinęłam głową. - Nigdy nie słyszałaś historii tego miejsca, nigdy tu nie byłaś?
- Nie - odparłam - kiedy byłam sama bałam się oddalać od domu. Dlatego nigdy nie oedchodziłam od domu dalej niż na kilometr lub dwa.
Basior był naprawdę zdziwiony, ale zaraz przyjął to do wiadomości i chyba zrozumiał.
- A teraz jak nas znalazłaś? - spytał zaciekawiony.
- Mój dom jest około dwa kilometry dalej od środka watahy. Jest dobrze ukryty, więc nie dziw się, że go niezobaczyliście. - uśmiechnęłam się lekko.
- Widzisz, za tym polem jest ogromny las, czyli Wielki Las Północny. Jak już wiesz, jest to północna granica watahy. Twoim zadaniem jest jej patrolowanie.
- Przecież to wiem - rzekłam.
- Wiem, że wiesz. Jednak trzeba było tę sprawę przedstawić formalnie - basior uśmiechnął się szeroko.
- Mówiłam już, że mój dom jest dwa kilometry od środka watahy. A my od środka watahy jesteśmy około 20. Chyba będę musiała się przeprowadzić.
- Na jakiś czas tak, dopuki nie znajdziemy ci kogoś na zmianę. Może poszukamy ci jaskini? - rzekł zachęcająco.
- Świetny pomysł! Chodźmy !
<Picallo?>
poniedziałek, 17 października 2016
Od Devona CD Lily
- Co ty tu robisz? - rzekłem do wilka, który ukazał się moim oczom.
Była to ciemnofioletowa wadera. Nie widziałem jednak jej twarzy.
- Eee...No nic - podniosła powoli głowę i ukazały mi się jej oczy. Miały piękny odcień niebieskiego. Między oczami miała beżową, trójkątną gwiazdę. Nad nią były jeszcze dwie łatki tego samego koloru. Spostrzegłem, że nad nosem ma plamkę w takim samym kolorze jak oczy. Była bardzo pięknie umaszczona.
- To powiesz mi może kim jesteś? - spytałem, obrzucając waderę chłodnym spojrzeniem. Musiałem być czujny, nawet jeśli była to taka niezwykła wilczyca.
- Mam na imię Lily. I chyba nie zabawię tu długo. - odpowiedziała grzecznie na moje pytanie. Mimo to nie zmieniałem swej postawy, chociaż chętnie bym to zrobił - Czemu tak się dopytujesz?
Zmieniłem postawę na bardziej przyjazną. Podeszłem do wadery. Teraz widziała mnie w pełnym świetle. Mnie i moją mglistą osłonę. Na początku się przestraszyła, ale później się oswoiła.
- Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś groźna? - spytałem, choć w duchu nie mógłbym w to uwierzyć.
- To raczej ty wyglądasz na kogoś tajemniczego i na którego trzeba uważać. - powiedziała.
- To prawda, bywam czasem porywczy - zaśmiałem się - ale tobie raczej krzywdy nie zrobię.
- Unikam takich konfrontacji.
Usiadłem obok wadery, która trochę się skrępowała.
- Skoro jesteś taka ugodowa, to raczej nie powinienem się ciebie bać.
- Tego nie powiedziałam. - uśmiechnęła się pod nosem.
Nagle poczułem, że mimowolnie się poruszam. Zrobiłem kółko w powietrzu i wylądowałem w wodzie. Lily śmiała się tak mocno, że aż się przewróciła.
- Co to było?! - spytałem mocno zdziwiony, powoli wychodząc z wody. Lily wróciła do pozycji siedzącej.
- Lepiej tam siedź, bo znów ci się oberwie! - zawołała wesoło.
- To ty?! Jak?...
- Oj daj spokój. Każdy ma jakąś specjalizację - zaczęła machać łapą, a ja obracałem się w wodzie, chlapiąc na wszystkie strony. W końcu siła wody, albo i Lily wyrzuciła mnie na brzeg.
- Twoja moc jest naprawdę powalająca - powiedziałem, wstając.
Wadera nagle posmutniała. Nie zastanawiając się ani chwili, postanowiłem spytać się o coś waderę.
- Lily, należysz do jakiejś watahy?
- Nie. A o co chodzi? - spytała z zaciekawieniem.
- Może dołączysz do Watahy Magicznego Źródła? - spytałem.
- Chętnie, ale pod warunkiem, że ty...
- Devon. Miło mi.
Oboje się zaśmieliśmy.
- No właśnie, pod warunkiem, że i ty tam dołączysz. - uśmiechnęła się zawadiacko.
- Tylko jest pewien problem... - wadera uważnie słuchała, a ja udawałem zmartwionego - Ja już tam należę
Uśmiechnąłem się szeroko. Po chwili i Lily się uśmiechnęła.
- Ach tak? Wielka szkoda... Pewnie niezbyt cię tam cenią. - powiedziała takim głosem, że od razu wiedziałem, że łudzi się że tak jest. Niestety tym razem jej się nie udało.
- No niezbyt.. - wymamrotałem - Taki tam zwykły Beta
- Żartujesz? - wytrzeszczyła oczy.
- Nie. Właśnie stoisz przed Samcem Betą Watahy Mrocznej Krwi.
<Lily?>
Była to ciemnofioletowa wadera. Nie widziałem jednak jej twarzy.
- Eee...No nic - podniosła powoli głowę i ukazały mi się jej oczy. Miały piękny odcień niebieskiego. Między oczami miała beżową, trójkątną gwiazdę. Nad nią były jeszcze dwie łatki tego samego koloru. Spostrzegłem, że nad nosem ma plamkę w takim samym kolorze jak oczy. Była bardzo pięknie umaszczona.
- To powiesz mi może kim jesteś? - spytałem, obrzucając waderę chłodnym spojrzeniem. Musiałem być czujny, nawet jeśli była to taka niezwykła wilczyca.
- Mam na imię Lily. I chyba nie zabawię tu długo. - odpowiedziała grzecznie na moje pytanie. Mimo to nie zmieniałem swej postawy, chociaż chętnie bym to zrobił - Czemu tak się dopytujesz?
Zmieniłem postawę na bardziej przyjazną. Podeszłem do wadery. Teraz widziała mnie w pełnym świetle. Mnie i moją mglistą osłonę. Na początku się przestraszyła, ale później się oswoiła.
- Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś groźna? - spytałem, choć w duchu nie mógłbym w to uwierzyć.
- To raczej ty wyglądasz na kogoś tajemniczego i na którego trzeba uważać. - powiedziała.
- To prawda, bywam czasem porywczy - zaśmiałem się - ale tobie raczej krzywdy nie zrobię.
- Unikam takich konfrontacji.
Usiadłem obok wadery, która trochę się skrępowała.
- Skoro jesteś taka ugodowa, to raczej nie powinienem się ciebie bać.
- Tego nie powiedziałam. - uśmiechnęła się pod nosem.
Nagle poczułem, że mimowolnie się poruszam. Zrobiłem kółko w powietrzu i wylądowałem w wodzie. Lily śmiała się tak mocno, że aż się przewróciła.
- Co to było?! - spytałem mocno zdziwiony, powoli wychodząc z wody. Lily wróciła do pozycji siedzącej.
- Lepiej tam siedź, bo znów ci się oberwie! - zawołała wesoło.
- To ty?! Jak?...
- Oj daj spokój. Każdy ma jakąś specjalizację - zaczęła machać łapą, a ja obracałem się w wodzie, chlapiąc na wszystkie strony. W końcu siła wody, albo i Lily wyrzuciła mnie na brzeg.
- Twoja moc jest naprawdę powalająca - powiedziałem, wstając.
Wadera nagle posmutniała. Nie zastanawiając się ani chwili, postanowiłem spytać się o coś waderę.
- Lily, należysz do jakiejś watahy?
- Nie. A o co chodzi? - spytała z zaciekawieniem.
- Może dołączysz do Watahy Magicznego Źródła? - spytałem.
- Chętnie, ale pod warunkiem, że ty...
- Devon. Miło mi.
Oboje się zaśmieliśmy.
- No właśnie, pod warunkiem, że i ty tam dołączysz. - uśmiechnęła się zawadiacko.
- Tylko jest pewien problem... - wadera uważnie słuchała, a ja udawałem zmartwionego - Ja już tam należę
Uśmiechnąłem się szeroko. Po chwili i Lily się uśmiechnęła.
- Ach tak? Wielka szkoda... Pewnie niezbyt cię tam cenią. - powiedziała takim głosem, że od razu wiedziałem, że łudzi się że tak jest. Niestety tym razem jej się nie udało.
- No niezbyt.. - wymamrotałem - Taki tam zwykły Beta
- Żartujesz? - wytrzeszczyła oczy.
- Nie. Właśnie stoisz przed Samcem Betą Watahy Mrocznej Krwi.
<Lily?>
Od Picalla CD Sally
- Cherr, Devon, Dayen idzcie do swoich zajęć - powiedziałem. Skinęli głowami, i każdy poszedł w swoją stronę. Zostaliśmy z Sally sami.
- Więc co chcesz wiedzieć Alfo? - spytała spokojnym głosem. Zaczęliśmy iść w głąb lasu.
- Kim jesteś? Czy przed czymś uciekasz? Co sprawiło, że postanowiłaś właśnie do nas dołączyć? Jednym zdaniem chcę, żebyś powiedziała wszystko o sobie szczerze, bym mógł ci zaufać. - patrzyłem cały czas przed siebie. Sally nie spuszczała ze mnie wzroku. Przysiedliśmy na popruchniałej kłodzie.
- Nie jestem raczej aspołecznym wilkiem, jak każdy samotnik poszukiwałam watahy, żeby mieć się gdzie schronić i móc z kimś zamienić kilka słów. Samo powiedzenie " Dzień dobry! ", czy " Hej jak się masz? ", uświadamia ci, że nie jesteś sam i ktoś się tobą interesuje.
Oboje spojrzeliśmy w górę, zastanawiając się co dalej powiedzieć. Korony drzew lekko kołysały się na wietrze, co jakiś czas przeleciał jakiś ptak. Zwróciłem się do Sally, która cały czas wpatrywała się w niebo.
- Imponujesz mi tym, że w tak prosty sposób mówisz o swoich uczuciach. Niewiele wilków jest do tego zdolnych. - powiedziałem. Sally spojrzała na mnie.
- Rozmawianie na każdy temat przychodzi mi dość łatwo. Taka już jestem - lekko się uśmiechnęła. - Pytałeś czy przed czymś uciekam? Tak. Uciekam przed samotnością. Co do mojej przeszłości, to była niezbyt szczęśliwa. Kiedyś miałam rodziców, później już nie...
Wadera spósciła głowę. Chciałem ja jakoś wesprzeć. Już wyciągnąłem łapę, ale ona natychmiast podniosła głowę.
- Takie jest życie, godzę się na swój los, ale żyję na własnych warunkach - uśmiechnęła się.
- Rozumiem. Mam jeszcze jedno pytanie; Kim chcesz być w naszej watasze? - zapytałem z uśmiechem. Wadera rozpromieniała słysząc o stanowiskach.
- Wiem, że kiepsko u was ze strażą - uroczo się uśmiechnęła, prowokując mnie do tego samego.
- Nie jest najgorzej, ale każdy się przyda. - powiedziałem.
- Więc chciałabym zostać strażnikiem - jej oczy mówiły same za siebie. Czułem, że mogłem zaufać tej waderze. I mimo, że nie miałem żadnych wątpliwości, zdrowy rozsądek kazał mi być ostrożnym.
- Myślałem, że zostaniesz raczej naszym szpiegiem, ale skoro ciągnie cię do straży... - wadera wlepiała we mnie swoje ciekawskie oczy. - Mianuję cię więc strażnikiem północnej granicy watahy. Wiesz gdzie ona jest?
- Wiem, wiem. Obserwowałam was przez dłuższy czas.
- Mimo to ja cię tam odprowadzę. - zeskoczyłem z kłody i zacząłem iść na północ. Sally też zrobiła to co ja.
<Sally?>
- Więc co chcesz wiedzieć Alfo? - spytała spokojnym głosem. Zaczęliśmy iść w głąb lasu.
- Kim jesteś? Czy przed czymś uciekasz? Co sprawiło, że postanowiłaś właśnie do nas dołączyć? Jednym zdaniem chcę, żebyś powiedziała wszystko o sobie szczerze, bym mógł ci zaufać. - patrzyłem cały czas przed siebie. Sally nie spuszczała ze mnie wzroku. Przysiedliśmy na popruchniałej kłodzie.
- Nie jestem raczej aspołecznym wilkiem, jak każdy samotnik poszukiwałam watahy, żeby mieć się gdzie schronić i móc z kimś zamienić kilka słów. Samo powiedzenie " Dzień dobry! ", czy " Hej jak się masz? ", uświadamia ci, że nie jesteś sam i ktoś się tobą interesuje.
Oboje spojrzeliśmy w górę, zastanawiając się co dalej powiedzieć. Korony drzew lekko kołysały się na wietrze, co jakiś czas przeleciał jakiś ptak. Zwróciłem się do Sally, która cały czas wpatrywała się w niebo.
- Imponujesz mi tym, że w tak prosty sposób mówisz o swoich uczuciach. Niewiele wilków jest do tego zdolnych. - powiedziałem. Sally spojrzała na mnie.
- Rozmawianie na każdy temat przychodzi mi dość łatwo. Taka już jestem - lekko się uśmiechnęła. - Pytałeś czy przed czymś uciekam? Tak. Uciekam przed samotnością. Co do mojej przeszłości, to była niezbyt szczęśliwa. Kiedyś miałam rodziców, później już nie...
Wadera spósciła głowę. Chciałem ja jakoś wesprzeć. Już wyciągnąłem łapę, ale ona natychmiast podniosła głowę.
- Takie jest życie, godzę się na swój los, ale żyję na własnych warunkach - uśmiechnęła się.
- Rozumiem. Mam jeszcze jedno pytanie; Kim chcesz być w naszej watasze? - zapytałem z uśmiechem. Wadera rozpromieniała słysząc o stanowiskach.
- Wiem, że kiepsko u was ze strażą - uroczo się uśmiechnęła, prowokując mnie do tego samego.
- Nie jest najgorzej, ale każdy się przyda. - powiedziałem.
- Więc chciałabym zostać strażnikiem - jej oczy mówiły same za siebie. Czułem, że mogłem zaufać tej waderze. I mimo, że nie miałem żadnych wątpliwości, zdrowy rozsądek kazał mi być ostrożnym.
- Myślałem, że zostaniesz raczej naszym szpiegiem, ale skoro ciągnie cię do straży... - wadera wlepiała we mnie swoje ciekawskie oczy. - Mianuję cię więc strażnikiem północnej granicy watahy. Wiesz gdzie ona jest?
- Wiem, wiem. Obserwowałam was przez dłuższy czas.
- Mimo to ja cię tam odprowadzę. - zeskoczyłem z kłody i zacząłem iść na północ. Sally też zrobiła to co ja.
<Sally?>
Od Sunrise
Niepewnie spacerowałam po nieznanych mi dotąd terenach. Mijałam duże, grube i porośnięte mchem pnie drzew, skały w różnych odcieniach szarości, małe strumyki i jedno duże jezioro, do którego wpadało kilkanaście potężnych wodospadów. Miejsce to było nadzwyczaj piękne. Przysiadłam na chwilę, rozkoszując się śpiewem ptaków i szumem wody. Zrobiłam się senna i na chwilę przymknęłam powieki. Wtem coś zadudniło w lesie. Szeroko otworzyłam oczy, jednak widziałam już tylko naruszoną taflę wody. Po chwili z wody wyszedł jakiś wilk.
< Ktoś? >
< Ktoś? >
Od Lily do Devona
Szłam po lesie,cały czas myśląc o moim braci którego zabiłam. Ledwo powstrzymywałam się od płaczu próbowałam myśleć o pozytywnych rzeczach mój chłopak też się to dobrze nie skończyło cały czas czułam się coraz gorzej weszłam na skałkę i zobaczyłam małego króliczka rzuciłam się na niego chciałam to zrobić szybko ale mnie zauważył i uciekł. Przeklęłam pod nosem. Po jakimś czasie zobaczyłam sarnę, tym razem zapolowałam dobrze zjadłam zaledwie pięć kęsów. Poszłam dalej nadszedł wieczór położyłam się pod drzewem i zasnęłam.
Wstałam i szłam w sumie donikąd nie wiadomo gdzie i po co. Dotarłam do jakiegoś jeziorka. Zza krzaków wyszedł jakiś wilk.
Devon?
niedziela, 16 października 2016
sobota, 15 października 2016
Od Sally CD. Picalla
Stałam, bacznie obserwując dwie wadery, nastawiające uszy w kierunku lasu. Jedna z nich, brązowa, co jakiś czas zerkała na mnie. Druga, z dziwnie świecącym ogonem, włosami i nosem, co chwilę się uśmiechała. Jej oczy były pełne energii. Nagle z lasu z impetem wypadły dwa wilki. Jeden z nich przedstawił mi się już wcześniej, jego sierść świeciła podobnie jak tej drugiej wadery. Drugi był mi nieznany. Oboje ustali przede mną, ztrząsając z siebie resztki liści i innych leśnych pamiątek.
- Alfo, oto wadera, która chciałaby dołączyć. - powiedział Devon.
- Mam na imię Sally. Słyszałam o was, że zakładacie watahę. Ja żyłam na tych ziemiach w ukryciu. - cały czas patrzyłam alfie w oczy, co jakiś czas zerkając w stronę reszty.
- Więc musisz być dobrym kamuflażystą, skoro wcześniej cię nie spotkaliśmy. Ja jestem Picallo i jestem Alfą tej watahy - rzekł.
- Tak, zdążyłam się zorientować. - powiedziałam, spuszczając wzrok i lekko uśmiechając się pod nosem. Wzrok basiora zrobił się bardziej pezyjazny.
- Oto pozostali członkowie. Basior obok mnie to Devon, jest samcem Betą. - Basior postawił krok do przodu. On również stał się bardziej przyjazny.
- Hej, miło mi cię poznać. - powiedział miłym głosem.
- A tamte dwie wadery to Cherry i Dayen - Cherry była tą brązową, a Dayen tą ze świecącym ogonem. - Cherr jest tu Gammą, a Dayen Deltą.
Obie wadery podeszły do nas. Dayen uśmiechała się, ale Cherr cały czas była poważna.
- Chciałbym jeszcze z tobą porozmawiać o tobie, ale na razie, myślę że nie ma żadnych przeciwskazań. Witaj więc w Watasze Magicznego Źródła.
<Picallo?>
- Alfo, oto wadera, która chciałaby dołączyć. - powiedział Devon.
- Mam na imię Sally. Słyszałam o was, że zakładacie watahę. Ja żyłam na tych ziemiach w ukryciu. - cały czas patrzyłam alfie w oczy, co jakiś czas zerkając w stronę reszty.
- Więc musisz być dobrym kamuflażystą, skoro wcześniej cię nie spotkaliśmy. Ja jestem Picallo i jestem Alfą tej watahy - rzekł.
- Tak, zdążyłam się zorientować. - powiedziałam, spuszczając wzrok i lekko uśmiechając się pod nosem. Wzrok basiora zrobił się bardziej pezyjazny.
- Oto pozostali członkowie. Basior obok mnie to Devon, jest samcem Betą. - Basior postawił krok do przodu. On również stał się bardziej przyjazny.
- Hej, miło mi cię poznać. - powiedział miłym głosem.
- A tamte dwie wadery to Cherry i Dayen - Cherry była tą brązową, a Dayen tą ze świecącym ogonem. - Cherr jest tu Gammą, a Dayen Deltą.
Obie wadery podeszły do nas. Dayen uśmiechała się, ale Cherr cały czas była poważna.
- Chciałbym jeszcze z tobą porozmawiać o tobie, ale na razie, myślę że nie ma żadnych przeciwskazań. Witaj więc w Watasze Magicznego Źródła.
<Picallo?>
Od Picalla
Szedłem w kierunku swojej jaskini, i nagle usłyszałem czyjś głos. Ze wschodniej granicy biegł do mnie Devon. Zatrzymał się tuż przede mną.
- Stary nie uwierzysz! Chodź szybko, szybko! - krzyknął i znów zaczął biec na wschód.
- O co chodzi?! - spytałem, dobiegając do niego.
- Zobaczysz na miejscu, nie mamy czasu. - powiedział szybko i jeszcze przyspieszył.
Dalsze dopytywanie się nie miało sensu. A tym bardziej jeśli chodzi o Devona. Pozostało mi jedynie być cierpliwym.
<Devon, albo ktoś inny?>
- Stary nie uwierzysz! Chodź szybko, szybko! - krzyknął i znów zaczął biec na wschód.
- O co chodzi?! - spytałem, dobiegając do niego.
- Zobaczysz na miejscu, nie mamy czasu. - powiedział szybko i jeszcze przyspieszył.
Dalsze dopytywanie się nie miało sensu. A tym bardziej jeśli chodzi o Devona. Pozostało mi jedynie być cierpliwym.
<Devon, albo ktoś inny?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)