Wiedziałam, że jestem na terytorium potencjalnych przyjaciół lub też potencjalnych wrogów. Mówiły mi o tym instynkt, węch i wzrok. Choć pozornie nikogo nie było w pobliżu, zachowałam czujność. Ktoś mógł podejść mnie pod wiatr lub ukryć swój zapach pod solidną warstwą błota. Choć wydawało mi się, że członkowie tejże watahy to w większości wilczyce, zawsze mogło się okazać, że albo się myliłam, albo że to doświadczone wojowniczki. Cóż, czas pokaże... Nagle do moich uszu dotarł trzask łamanej gałązki. Rzuciłam na boki ukradkowe spojrzenia i wytężyłam słuch. Choć nie czułam ani nie widziałam nikogo, miałam dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Czasem odczucie znikało, a czasem przybierało na sile, aż nagle za zakrętem.
- Kim jesteś? - usłyszałam pytanie, które padło z pyska stojącego naprzeciw mnie basiora. Choć nie był przezroczysty, wydawało się, jakby w całości zrobiony był z wody.
- Nie twoja sprawa - warknęłam, przyglądając mu się uważnie.
- Czyżby? Czy wiesz, że jesteś na terytorium watahy?
- Ciężko nie zauważyć. A zresztą, skąd mam mieć pewność, że ty należysz do tej watahy?
- Tak się składa, że ja za niego poręczę. - Jakiś wilk stanął za mną. Odwróciłam głowę delikatnie w jego stronę, tak, aby równocześnie widzieć tego pierwszego basiora. Ten drugi był brązowo-czarny i wyglądał na nieco starszego, gdzieś tak o rok czy dwa.
- A tak poza tym, jakie to ma znaczenie? - zapytał pierwszy.
- Jeszcze nie wiem - mruknęłam. - Puścicie mnie w końcu?
- Wcale się nie trzymamy - zauważył pierwszy. Przewróciłam oczami, wzdychając cicho.
- Fajnie, to ja w takim razie sobie już pójdę - odpowiedziałam, uśmiechając się lekko. Ruszyłam w stronę drzew, kiedy drogę zagrodził mi drugi z basiorów.
- Nie tak prędko. Nadal nie wiemy, kim jesteś.
- Zostawcie mnie. Nie chcę używać siły - warknęłam ostrzegawczo.
- To dobrze. Nie sądzę, by na wiele ci się ona zdała.
Bez ostrzeżenia pchnęłam go i skoczyłam w stronę drugiego basiora. Ten zrobił unik, umożliwiając mi ucieczkę. Szybko jednak spostrzegł swój błąd i powalił mnie na ziemię. Przytrzymał mnie łapami, chyba myśląc, że tym razem mu odpowiem. Cóż, kolejny błąd. Przeniosłam się wiatrem i stanęłam za nim, a basior runął do przodu. Pierwszy tymczasem biegł w moją stronę. Wykonałam wślizg i podłożyłam mu łapę. Coś źle jednak wyliczyłam i wilk, zamiast na ziemi, wylądował na mnie. Wypełzłam spod niego, ale nim wstałam, padł na mnie cień tego brązowego.
- Rebekka - powiedziałam, spoglądając na niego.
- Co?
- Nazywam się Rebekka. Miło was poznać. Mam do czynienia z kimś wpływowym w tej watasze?
- Z Alfą - odpowiedział pierwszy, podnosząc się.
- I Betą - dopowiedział drugi, spoglądając na towarzysza.
- Fajnie - uśmiechnęłam się lekko. - Mogę poznać wasze imiona?
<Picallo, Devon?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz