sobota, 10 czerwca 2017

Od Rebekki CD. Picalla

Przewróciłam jedną z bestii jednym machnięciem silnej łapy. Monstrum wrzasnęło z bólu, bo część jego boku, po zetknięciu ze mną, zamarzła. Teraz, mając wysokość kilku metrów i dodatkowe moce, wiedziałam, że miałam szanse pokonać przeciwników. Zaczęłam walczyć, mając nadzieję, że Picallo zajmie się szczeniakami i będzie na tyle mądry, by nie mieszać się w walkę. Kątem oka jednak dostrzegłam, że Alfa zaatakował wrogie stworzenia. Poradził sobie z dwoma, ale trzeci pchnął go jakimś magicznym berłem w klatkę piersiową. Picallo, szarpiąc się, zaczął znikać w ciemności...
Skoczyłam w jego stronę i pazurami rozdarłam oplatającą go ciemną zasłonę. Brązowy basior, jakby pełen nowych sił i silniejszy, zaatakował jedną z atakujących nas istot, która zaszła mnie od tyłu. Miałam zamiar zaatakować kolejne stwory, gdy usłyszałam krzyk któregoś ze szczeniąt. Pobiegłam w tamtą stronę i nagle poślizgnęłam się na czymś. Nim upadłam na ziemię, moja moc przestała działać. No. Pięknie.
Natychmiast otoczyły mnie ciemne postacie.
- Picallo! - wrzasnęłam. - Ratuj!
<Picallo? Brak weny>

poniedziałek, 5 czerwca 2017

Od Picalla CD Rebekki

Biegnąc przez mgłę zdążyłem złapać szczeniaki i wpaść do jaskini. Widziałem przerażoną i zdezorientowaną minę Rebekki. Chciałem jej wszystko wyjaśnić, ale nie było na to czasu. 
- Musimy stąd uciekać! Szybko! - krzyknąłem, ale wtem skrzydlate bestie nas otoczyły. Rebekka wpatrywała się w nie i jakby była zachipnotyzowana, albo mocno się nad czymś zastanawiała.
- Rebekka!
Ta nie zwrócoła na mnie uwagi.
- Teho! - krzyknęła dość niskim głosem jak na waderę. Rebekka natychmiast urosła do niewiarygodnych rozmiarów. Miała długą, białą sierść, a wokół niej roztaczała się zimowa aura. Wadera ruszyła na wroga. Ja zrobiłem co mogłem: ukryłem szczeniaki we wnęce jaskini. Widziałem, że wadera świetnie sobie radzi, ale honor nie pozwalał mi stać bezczynnie. Ruszyłem na wroga. Wiedziałem, że są to Jego wysłannicy, więc zsyłanie na nich koszmarów tylko by ich wzmocniło. Mogłem użyć jedynie siły fizycznej. Pokonałem dwóch Aniołów Snów, kiedy jeden z nich przybiegł do mnie z berłem w dłoni i uderzył mnie w klatkę piersiową. Padłem, a on wypowiedział jakieś zaklęcie. Poczułem, jak oplatają mnie złe moce. Czyli udało im się przejść ze snów w jawę. Walczyłem z nimi, rzucałem się. Moje oczy mnie paliły. Nie wiedziałem, co mam zrobić, ale nie mogłem się poddać. Nie w tej chwili. Misiałem pomóc Rebece.
< Rebekka? Co tam się dzieje ! xd >

Od Dayen CD Martina

Kiedy zjedliśmy, położyliśmy się przuchami do góry, żeby lepiej się trawiło. Z jelenia nic nie zostało. Uśmiechnęłam się mimowolnie, na co basior oczywiście zareagował.
- Hej, o co chodzi? - spytał, przekręcając się w moją stronę.
- Zobacz, że z jelenia nic nie zostało. Sam opyliłeś ponad połowę!
- Mówiłem ci, że byłem głodny. A poza tym ja jestem basiorem i muszę jeść więcej.
- Może i racja. Niech ci będzie.
Znów skierowaliśmy spojrzenia na błękitne niebo, gdzieniegdzie białe. 
- Co widzisz? - spytał Martin.
- No nie zgadniesz, że jelenia!
Roześmialiśmy się gwałtownie.
- Masz szczęście! - prychnął śmiejąc się.
- Ja wiem! - odrzekłam.
- I co teraz robimy? - zapytał po chwili.
- Hmm... Może powiesz mi jakie masz moce? - przekulnęłam się na bok.
- Okej, ale najpierw ty 
- Ja się pierwsza spytałam - szturchnęłam go.
- Zagrajmy w...
- Kamień, papier, nożyce! - wykrzyknęłam.
- Też miałem to na myśli - oboje się roześmialiśmy. Usiedliśmy naprzeciwko siebie, wyciągając łapę przed siebie. 
- Raz, dwa, trzy! - wyliczył. Szybko spostrzegłam, że przegrałam, stawiając na nożyce. Martin wybrał kamień.
- Wygrałem! - basior podskoczył, a zaraz dodał: No to proszę, pokaż co umiesz!

< Martin? >

sobota, 3 czerwca 2017

Od Wariory CD Martina

 Kiedy basior spytał się mnie co robimy przez chwilę trwała w bezruchu, aż przyszedł mi do głowy pomysł. Zauważyłam, że jest ścieżka która nie jest różno kolorowa tylko cała niebieska. 
-Chodźmy tędy, to chyba to dobra droga-odparłam patrząc przed siebie. 
-No... nie wiem-odpowiedział patrząc najpierw na mnie a potem na szczęście . 
-Zaufaj mi-powiedziałam i zaczełam zmueżać ku ścieżce 
-Dobrze -odparł i poszedł za mną. Szliśmy około 20 minut aż usłyszałam jakieś szmery. 
-Stój -powiedziałam pół szeptem . On stanoł i popatrzył za siebie, a po chwili... Wyleciał zanami smok. Natychmiast kazałam mu uciekać a ja zamieniłam się natychmiast w smoka i stanełam do walki. On był mniejszy odemnie, miał wiele blizn oraz bardzo umięśnione ciało . On zaatakował pierwszy zadrapał moje ramię, ja zaatokiwałam i ugryzłam go w kark . Wyrwał się i rzucił się na mnie i stanoł na mojej szyi zaczełam się dusić, jakimś cudem się wyrwałam. Walka trwała kilka minut w końcu pokonałam smoka który leżał cały zakrwawiony na ziemi. Po chwili padłam na ziemię i zamieniła się w wilka i miałam wiele ran i zadrapań. Po chwili przybiegł Martin. <Martin?>

sobota, 27 maja 2017

Od Martina CD Dayen

*Może na początek wyjaśnię: moje tarzanie wynikało z niesamowitego zapachu, przy którym przejście obojętnie byłoby niczym grzech* 
-A ty? Długo tutaj jesteś?-spytałem. 
-Trochę... - Wadera nie skończyła wypowiedzi, bo od razu ją przerwałem. Nie przepadałem za bezczynnym staniem i nudnymi rozmowami. 
-Wybierzesz się ze mną na polowanie?-spytałem. W planach i tak miałem to wyjście, lecz ktoś do towarzystwa nigdy nie zaszkodzi. 
-Jasne, w sumie nic lepszego do roboty nie mam. 
-Znam takie jedno miejsce, gdzie często można spotkać zwierzynę! 
-Prowadź!-zaśmiała się Dayen. Ta prośba nie była konieczna, bo zanim jeszcze zdołała wymówić kwiestie, ja już szedłem z nosem przy ziemi. Pogodne słońce świeciło po naszych pyskach. Droga ciągnęła się dość długo aż natrafiłem na trop. Z ugiętymi łapami schowaliśmy się wśród wysokiej trawy. Powoli zmierzaliśmy ku stadu saren i jeleni. W krótce byliśmy tak blisko, że dokładnie widać było ich zarysy i słabsze strony. 
-Ej..-szepnąłem. 
-No? 
-Jaki plan? Od razu uprzedzam, że nic jeszcze nie miałem w ustach, więc wolę większą sztukę. 
-Jeleń stojący z boku odpowiada? 
-Jest w porządku. Ty z jednej strony, ja z drugiej, okay? 
-Dobrze. 
Pobiegłem na około. Ku mojemu szczęściu nie zostałem zauważony. Kiedy już wyczułem odpowiedni moment, wskoczyłem na jego grzbiet. Choć chciał jakoś sie wykręcić, nie miał drogi ucieczki. Dayen już stała obok. Niemal w tym sam czasie rzuciliśmy sie na jego szyje. Rozerwaliśmy ją prędko. Zwierzę padło martwe na ziemię. 
-Smacznego!-uśmiechnąłem się promiennie. 
<Dayen? Sorry za czas oczekiwań, mam nadzieje ze wynagrodzi ci to długość opowiadania>

Od Rebekki CD. Picalla

Gęsta mgła otoczyła mnie zewsząd. Spośród niej dobiegały nieznane, nieludzkie głosy, złowróżbnie brzmiące. Byłam sama... Nagle spod osłony mgły wydostał się Picallo. Basior jednak nie wyglądał dokładnie tak, jak znany mi Alfa - ten miał błyszczące rubinowe ślepia i bezwzględny wyraz pyska, z którego kapała krew. Jego sierść była poplamiona czerwoną cieczą, gdzieniegdzie widać było rany odniesione w walce. Cofnęłam się o krok.
- Nie bój się mnie, Rebekko - wysyczał, zbliżając się. Zaczęłam się powoli cofać, aż nagle nie wyczułam nic pod jedną z łap. Zachwiałam się, ale udało mi się utrzymać równowagę. Zostałam zapędzona nad urwisko. Picallo zbliżył się jeszcze bardziej...
Nagle oślepił mnie jasny, błękitnawy blask. Przede mną pojawiła się wilcza postać z ptasimi skrzydłami. Picallo cofnął się, jakby przerażony. W pewnej chwili uderzyła w niego kula światła i Alfa zniknął. Tajemnicza postać odwróciła się w moją stronę.
- Gdy blada zasłona zakryje rzeki, gdy znikną wszyscy z oczu twoich, przyjaciel z wrogiem stoczą pojedynek, kto przegra - niech przygotuje się do drogi - powiedziała zjawa melodyjnym, aczkolwiek przerażającym głosem.
***
Otworzyłam oczy nagle i przez chwilę zastanawiałam się, co się dzieje i gdzie ja jestem. Zewsząd otaczała mnie gęsta mgła, a przy wejściu do nory zobaczyłam szczenięta.
- Gdzie jest Picallo? - zapytałam, wstając i podchodząc do maluchów. Te jednak zachowywały się tak, jakby mnie nie słyszały. W pewnej chwili, zanim zdążyłam zareagować, po prostu wskoczyły w mgłę. Pięknie...
Zaraz jednak moje myśli zajęły się czymś innym - usłyszałam głos Picalla i niewilcze ryki...
Gdy blada zasłona zakryje rzeki, gdy znikną wszyscy z oczu twoich, przyjaciel z wrogiem stoczą pojedynek, kto przegra, niech przygotuje się do drogi...
Mój sen się spełniał.
<Picallo?>

Od Martina

Wzdychanie. Szpery. Chuchanie. Obudziły mnie w środku nocy nieznajome ślepia. Potrząsnąłem głową, jednak nie panując nad sytuacją zaspany zapadłem w drzemkę. Kiedy podświadomość kazała mi wstać przybysza nie było. To jeszcze bardziej zmotywowało mnie do pójścia ze jego tropem. Dziwna okazała się taka wizyta i za nic nie pozwoliłbym sobie od tak ją zostawić. Nerwowo sprawdziłem czy są wszystkie rzeczy, lekarstwa, pamiątki. Były, perfekcyjnie na miejscu. Odetchnąłem z ulgą-lecz tylko chwilowo. Dalej oraz chyba jeszcze mocniej intrygowała mnie sprawa, kto to zawitał w moich skromnych progach. Wybiegłem z jaskini, truchtem przeplatanym z szybkim biegiem. Zza drzewa ukazał sie kontur wilka, zbyt szybko by stwierdzić płeć czy cokolwiek. Do tego przy ciemni, oczy nie współpracowały idealnie. Ruszyłem w pogoń, ale za bardzo nie wiedziałem dokąd zmierzać. Od czasu do czasu słyszałem śmiech... albo płacz. Nie chciałem bawić się w takie coś. 
-Nic ci nie zrobię! Nie uciekaj! Proszę!-zawołałem. Przez niebywałą ciszę utworzyło się echo. 
-Skąd jesteś?-odparł głos, należał do postaci bardzo ostrożnej. 
-Należę do watahy od niedawna. Niech zgadnę, Ty zabłądziłeś lub zabłądziłaś? Szelest. 
-Ja tu miejscowym gościem jestem!-powiedziała już odważniej postać.-Miło poznać nowego członka stada! Witam z otwartymi łapami! 
<Ktoś???>

Od Wariory CD Devona

Lekko od niechcenia zgodziłam się aby pójść do Devona. Szliśmy około 9 minut po czym dotarliśmy na miejsce, do jego domu. 
-Wchodź zaprazam -odparł wskazując łapą na wejście. Z niechęcią weszłam, wiedziałam iż nie mam wyjścia więc weszłam. 
-Ładnie tu u ciebie -stwierdziłam rozglądając się dookoła. 
-Dzięki, staram się aby było przytulnie- odpowiedział patrząc na mnie i uśmiechając się. 
-Usiądź-powiedział patrząc w moją stronę. Usiadłam i przez chwilę trwałam w ciszy, nie wiedząc co powiedzieć, w końcu wykrztusiłam z siebie : 
-Bardzo ci dziękuję, niewiem co bez ciebie by się ze mną stało. Nie chcę ci sprawiać kłopotu - odparłam patrząc w stronę wyjścia. 
-Nie ma za co dziękować. Nie sprawiasz żadnego problemu - odrzekł z uśmiechem. Ja tylko lekko się uśmiechnełam patrząc w jego stronę. 
-No dobrze zostanę na chwilę - powiedziałam i usiadłam. Rozmawialiśmy przez kilka godziny, nie odczuwaliśmy upływu czasu, zanim się spostrzegliśmy była już noc. 
-No... cóż sama wracać nie będziesz, został na powiedział z lekkim uśmiechem. 
-No niewiem- rzekłam z zakłopotaniem. 
-Zostań co ci zależy-powiedział stając przed wyjściem. 
-No dobrze - powiedziałam. 

<Devon?>

piątek, 26 maja 2017

Od Devona CD Wariory

Denerwowałem się bo nie wiedziałem co dokładnie dolega Wariorze. Stałem odwrócony parę metrów od pomieszczenia lekarskiego. Kątem oka dostrzegłem Martina wślizgującego się do sali. Odwróciłem się szybko, by go złapać, ale nie zdążyłem. Z resztą i tak bym się od niego niczego nie dowiedział, bo i on sam nie zdążył jej jeszcze zbadać. Usiadłem w kącie i czekałem. Za jakieś 15 minut Martin wyszedł z sali. Wstałem, a on skierował się do mnie.
- I co z nią - spytałem zatroskany.
- No - westchnął - wygląda to na zatrucie pokarmowe. Lily zaparzy jej ziółka i da leki. Już jej przepisałem, możecie je nabyć przy wejściu - Martin podał mi receptę.
- Dzięki. A wiecie czym się zatruła? 
- Wariora powiedziała, że nie zjadła dziś nic podejrzanego, ale może po prostu nie zauważyła.
- I już wszystko z nią w porządku?
- Tak, tak. Możesz do niej wejść i powoli się zbierać - uśmiechnął się życzliwie.
Dopadłem do drzwi, ale się obróciłem.
- Jeszcze raz dzięki - rzuciłem przez ramię.
- Dla Bety wszystko - zaśmiał się i odszedł.
Wszedłem więc do Wariory.
- I jak się czujesz? Martin powiedział, że to zatrucie - pomogłem wstać Wariorze, która nie chciała już leżeć.
- Musiałam zjeść coś nieświeżego - uśmiechnęła się delikatnie i uspokajająco.
- No tak. To co, zbieramy się? - spytałem, machając jej receptą - trzeba kupić ci leki.
- Tak - oznajmiła, zsuwając się z łóżka, a ja jej pomogłem.
Wyszliśmy od medyka i kupiliśmy leki. Łapiąc świeże powietrze, wadera oznajmiła, że od razu jej lepiej. Idąc tą samą drogą, natknęliśmy się na poprzednio upolowanego zwierza. Niestety nie był już świeży i musiałem znów coś upolować. Były to dwa zające. Zjedliśmy je i leżeliśmy gapiąc się w niebo. Nagle wadera wstała i chciała odejść.
- Gdzie idziesz? - spytałem.
- Do domu, jestem zmęczona.
- Do mnie jest bliżej.
Wadera trochę się zmieszała.
- No nie wiem - powiedziała szybko i równie szybko chciała uciec. Uśmiechnąłem się i ruszyłem za nią. Wślizgnąłem się pod nią tak, że wadera była na moim grzbiecie.
- Dawno już nie miałem gości. Wpadniesz?
- A mam inny wybór? - spytała.
- Raczej nie - roześmiałem się - poza tym mam twoje lekarstwa.
- Ughh - jęknęła, wirdząc, że i tak zrobię po swojemu.

< Wariora? >

wtorek, 23 maja 2017

Od Martina CD Wariory

Znalezisko wręcz roiło się od kolorów. Weszliśmy w głąb jaskini. 
-Woooow...-powiedziała z zachwytu Wariora. Jej uwagę zwrócił wystrój, moją ślady i podejrzane zapachy. Prędko moje serce stanęło w gardle. Miejsce miało juz swojego właściciela. 
-Ktoś tutaj mieszka, a my mu weszliśmy na jego posadzkę-oznajmiłem bardzo poważnie. 
-Ale w takim razie gdzie teraz jest?! To jest teren watahy... Nie wydaje ci sie dziwne, że jeszcze nikt go nie widział? Że nikt go nie wytropił? 
-Albo to miejsce ma drugie dno, albo typ co tu mieszka jest zaopatrzony w skrzydła i potrafi bez szwanku opuszczać swój dom, a potem kiedy coś mu grozi tu wraca. 
-Chyba nie będzie zadowolony naszym widokiem. 
-Chyba na pewno! Każdy by sie rozgniewał 
-Zmywajmy sie stąd! Ja nie mam ochoty na żadne walki. 
-Tylko... tylko jak? Na to pytanie chwilowo nie było żadnej odpowiedzi; tunel był zbyt wąski i śliski aby sie po nim wspiąć na górę, a żadne sekretne przejścia dotychczas się nie ukazały. 
-Zawołajmy pomoc-zaproponowałem 
-Tak, lecz gdy to zrobimy zaraz może przybiec właściciel posiadłości! 
-Pamiętaj zawsze, że nas jest dwójka! Nie ma co tu dalej bezczynnie siedzieć. 
Wadera podeszła do "zjeżdżalni", właśnie szukała odpowiedniego miejsca, kiedy BUM... i gdzieś zniknęła pod ziemią...A jednak jaskinia skrywała tajemnice. Poszedłem śladami wadery i stanąłem w tym samym miejscu. Od razu też gdzieś zniknąłem. "Zapadłem się pod ziemię". Wszystko stało sie tak szybko, że spadłem prosto na grzbiet towarzyszki. 
-To sie nazywa miękkie lądowanie...-warknęła obolała. 
-Wybacz. 
Szybko jednak wstała na równe łapy. Widok przykuł jej wzrok jak i mój. Wgapialiśmy sie w krajobraz dobre 20 minut, a nadal zachwyt przebijał zachwyt. Trawa (o ile to była trawa) miała kolor bordowy. Drzewa płonęły różnorodnymi barwami. Ich owoce były niczym lampiony, a same liście ozdobione kryształkami. Kwiaty nie do opisania. Było pięknie, wszystko do siebie tak dobrane jakby wybierał to bardzo szanowny architekt. Podkusiło mnie aby zerwać taka roślinkę, ale coś mnie tknęło. Zwykle tak kuszące i dziwnie prowokujące sytuacje są tylko pułapkami. 
-To... ten... tego... co robimy?-spytałem dziwnie zakłopotany. 
<Wariora?>

poniedziałek, 22 maja 2017

Od Wariory CD Devona

Obudziłam się w małej sali, strasznie kręciło mi się w głowie, czułam się fatalnie. Po chwili chciałam wstać i po prostu wyjść z tej sali, ale usłuszałam czyjś głos który powiedział:
 -A ty dokąd się wybierasz?-zapytała, miałam wrażenie, że ta osoba patrzy na mnie. Ja z zamroczonym głosem powiedziałam
 -Ja, do domu-odparłam głosem ledwo przechodzącym przez gardło.
 -Nie możesz ledwo się trzymasz, zaraz przyjdzie tutaj Martin i cię zbada- odpowiedziała ta osoba łagodnym lecz stanowczym głosem.
 -Czy to ty Lily?-zapytałam resztką sił
 -Tak a teraz cicho i leż, zaraz przyjdzie -powiedziała i wyszła na chwilę. Połorzyłam głowę i zamknełam oczy, czekałam na Martina z niecierpliwością, aż w końcu przyszedł. Zbadał mnie i dał jakieś zioła, ja tylko leżałam i wyczekiwałam momentu kiedy zioła zaczną działać. Powiedziałam słabym tonem do Lily:
 -Zawołaj Devona- poprosiłam, a Lily go zawołała. On po chwili przyszedł.
 -Hej, Devon. Dziękuję ci za to, że mnie przyniosłeś, nie wiem co bysię stało gdybyś tego niezrobił...- powiedziałam patrząc na niego.
 -Nie ma za co dziękować, nie mugłbym cię zostawić tam na pastwę losu.-odparł z uśmiechem .
 -Możesz iść, nie martw się o mnie, ja dam sobie radę -stwierdziłam patrząc na niego a następnie odwróciłam się.
 -Dobrze, wyjdę z sali, ale będę na ciebie czekać, aż dowiem się co ci jest-powiedział stanowczym głosem, po czym zaczął zmierzać w stronę wyjścia.
 -Dziękuję ci, jesteś dobrym przyjacielem- powiedziałam patrząc na niego i odwróciłam głowę. On spojrzał na mnie i wyszedł. 
<Devon?>

sobota, 20 maja 2017

Od Devona CD Wariory

Biegłem ile sił w łapach, by jak najszybciej dostarczyć Wariorę do medyka. Jedynym w naszej watasze był Martin, który niedawno został przyjęty. Nie znałem gościa, ale nie miałem innego wyboru.
- Trzymasz się?! - krzyknąłem.
- Taak - wadera cicho jęknęła.
W grocie Martina powitała mnie Lily, jego pomocniczka.
- Witaj Devonie, co jej jest? - spytała zaniepokojona.
- Wybacz, ale musimy szybko do Martina, jest w środku? - spytałem wchodząc. Lily zatrzymała mnie łapą.
- Ma pacjenta. Ja się nią zajmę - powiedziała, ssuwając waderę z moich pleców. Zabrała ją do małej sali, a gdy chciałem wejść, znów mnie powstrzymała - ty zostań.
Zasunęła zasłonkę i na pół godziny zostałem sam. Chciałem usnąć, ale nie mogłem. Zacząłem więc bawić się każdym przedmiotem jaki znalazłem.

< Wariora ? >

poniedziałek, 15 maja 2017

Od Wariory CD Devona

Leżałam skulona w pewnym momencie podszedł do mnie Devon.
 -Co ci jest? Wszystko w porządku?- zapytał patrząc na mnie.
 -Nic mi nie jest, tylko brzuch mnie trochę boli -podparłam podnosząc się z ziemi.
 -Na pewno dasz radę iść, nie wygląda na to aby cię tylko trochę bolał. Wręcz bardzo mocno -odparł patrząc na mnie.
 -Dam radę iść, nic mi nie jest -powiedziałam chociaż nie chciałam się przyznać, że nie daję rady iść. Mimo wszystko szłam chociaż pewnie było widać jak strasznie się czuję. Devon szedł obok mnie całkiem zapomniał o zdobyczy. Po kilkunastu metrach padłam na ziemię zawijając się z bólu.
 -Wariora, co ci jest?-zapytał patrząc na mnie. Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa -Nie dasz rady dojść?-zapytał patrząc na mnie.
 -Dam!-powiedziałam głośnym tonem próbując się podnieść, lecz nic z tego nie wychodziło mimo mich starań -Nie dam rady- powiedziałam cichym głosem. -Idź już jakoś sobie poradzę-odparłam patrząc na Devona.
 -Nie zostawię cię tu samej- powiedział i położył się obok mnie.
 -Co chcesz zrobić?-zapytałam patrząc na basiora który ewidentnie miał jakiś pomysł. 
-Wejdziesz mi na grzbiet i doniosę cię do medyka.- powiedział stanowczo patrząc na mnie .
 -Nie ma mowy! Nie udźwigniesz mnie- stwierdziłam stanowczo odpowiadając.
 -Dam radę a samej cię tu nie zostawię!- odrzekł patrząc na mnie.
 -No dobrze.- weszłam na grzbiet basiora który wstał i zaniusł mnie do medyka. 
<Devon?>

Od Dayen do Martina

Chodziłam po terenach watahy, nudząc się okropnie, czego nienawidziłam. Zaczęłam nucić jakąś piosenkę i truchtać w podskokach. Po drodze malowałam drzewa, krzewy i zwierzęta na różne kolory, ale potem zwracałam im pierwotne kolory. Dotarłam na Świetlistą Polanę i ujrzałam tam jakoegoś wilka tarzającego się w trawie. Wyglądał dość zabawnie.
- Hej! Chyba nieźle się bawisz?! - powiedziałam, wyłaniając się z cienia. Słońce od razu mnie oślepiło.
- Dziś całkiem nieźle - odwrócił się na bok spoglądając w moją stronę - Jestem Martin.
Wstał i się przedstawił.
- A ja Dayen. Długo jesteś w watasze? - spytałam, przechylając lekko głowę.
- Kilka dni. Ale już się trochę rozglądałem.

< Martin? >

~ Odchodzi! - Brue ~