Kiedy zjedliśmy, położyliśmy się przuchami do góry, żeby lepiej się trawiło. Z jelenia nic nie zostało. Uśmiechnęłam się mimowolnie, na co basior oczywiście zareagował.
- Hej, o co chodzi? - spytał, przekręcając się w moją stronę.
- Zobacz, że z jelenia nic nie zostało. Sam opyliłeś ponad połowę!
- Mówiłem ci, że byłem głodny. A poza tym ja jestem basiorem i muszę jeść więcej.
- Może i racja. Niech ci będzie.
Znów skierowaliśmy spojrzenia na błękitne niebo, gdzieniegdzie białe.
- Co widzisz? - spytał Martin.
- No nie zgadniesz, że jelenia!
Roześmialiśmy się gwałtownie.
- Masz szczęście! - prychnął śmiejąc się.
- Ja wiem! - odrzekłam.
- I co teraz robimy? - zapytał po chwili.
- Hmm... Może powiesz mi jakie masz moce? - przekulnęłam się na bok.
- Okej, ale najpierw ty
- Ja się pierwsza spytałam - szturchnęłam go.
- Zagrajmy w...
- Kamień, papier, nożyce! - wykrzyknęłam.
- Też miałem to na myśli - oboje się roześmialiśmy. Usiedliśmy naprzeciwko siebie, wyciągając łapę przed siebie.
- Raz, dwa, trzy! - wyliczył. Szybko spostrzegłam, że przegrałam, stawiając na nożyce. Martin wybrał kamień.
- Wygrałem! - basior podskoczył, a zaraz dodał: No to proszę, pokaż co umiesz!
< Martin? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz