- Nic się nie stało - odparłem spokojnie.
Odeszliśmy kilka kroków od jaskini.
- No to teraz już masz wolne. - stwierdziłem- możesz robić co chcesz.
- Okej, no to do zobaczenia. - powiedziała i odeszła.
- Jak będziesz czegoś potrzebować to...
- Wiem, wiem- przerwała - dam Ci znać.
******************************************
Powoli zapadał zmrok. Drzewa nabrały mrocznego wyrazu. Spacerowałem zmęczony po watasze, co jakiś czas ziewając. Wreszcie stwierdziłem, że do domu mam zbyt daleko, więc położę się tu. Zacząłem więc zgarniać liście i inne do kopca, który usypałem pod starym i potężnym drzewem. Wyglądał całkiem nieźle. Było zimno, więc cały się w nim zagrzebałem. Już prawie spałem, kiedy coś z impetem wjechało w moje posłanie. Wszystkie liście poszły w górę.
- Co Ty wyprawiasz? - wrzasnąłem zaskoczony. Dostrzegłem iż była to wadera, chociaż zazwyczaj to Devon lubił robić mi takie niespodzianki. Miała na sobie chustę i śmiała się pod nosem. To była Rebekka.
- Oj tam, oj tam! - udała oburzenie śmiejąc się - Bawić się nie umiesz ?
< Rebe? Mogę się tak do Ciebie zwracać? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz