piątek, 28 października 2016
piątek, 21 października 2016
Od Sally CD Picalla
Trochę mnie zdziwiło, że Alfa skupia uwagę na mnie, a nie na inne rzeczy. Może chciał mnie sprawdzić? W sumie powierzył dość ważne stanowisko komuś, kogo dopiero poznał. Rozmyślając szliśmy przez mały, lecz gęsty lasek, później przez suche pole, na którym nie można było dostrzec ani krzty życia.
- Czemu tu nic nie rośnie? - spytałam spoglądając na ziemię. Wzięłam trochę piasku i wypuściłam ją. Niestety w tamtym momencie wiatr zaczął mocniej wiać i wszystko poleciało na oczy Picalla - O matko, przepraszam, nie chciałam!
Krzyknęłam. Podbiegłam mu pomóc. Basior przecierał łapą podrażnione oczy.
- Nic się nie stało, poradzę sobie - odsunął moją łapę od swoich oczu.
Spuściłam wzrok, by wyrazić swą skruchę. Zerknęłam na Picalla spode łba. Uśmiechał się lekko. Kiedy podniosłam wzrok, spoważniał.
- Pytałaś czemu nic tu nie rośnie? - zaczął. Skinęłam głową. - Nigdy nie słyszałaś historii tego miejsca, nigdy tu nie byłaś?
- Nie - odparłam - kiedy byłam sama bałam się oddalać od domu. Dlatego nigdy nie oedchodziłam od domu dalej niż na kilometr lub dwa.
Basior był naprawdę zdziwiony, ale zaraz przyjął to do wiadomości i chyba zrozumiał.
- A teraz jak nas znalazłaś? - spytał zaciekawiony.
- Mój dom jest około dwa kilometry dalej od środka watahy. Jest dobrze ukryty, więc nie dziw się, że go niezobaczyliście. - uśmiechnęłam się lekko.
- Widzisz, za tym polem jest ogromny las, czyli Wielki Las Północny. Jak już wiesz, jest to północna granica watahy. Twoim zadaniem jest jej patrolowanie.
- Przecież to wiem - rzekłam.
- Wiem, że wiesz. Jednak trzeba było tę sprawę przedstawić formalnie - basior uśmiechnął się szeroko.
- Mówiłam już, że mój dom jest dwa kilometry od środka watahy. A my od środka watahy jesteśmy około 20. Chyba będę musiała się przeprowadzić.
- Na jakiś czas tak, dopuki nie znajdziemy ci kogoś na zmianę. Może poszukamy ci jaskini? - rzekł zachęcająco.
- Świetny pomysł! Chodźmy !
<Picallo?>
- Czemu tu nic nie rośnie? - spytałam spoglądając na ziemię. Wzięłam trochę piasku i wypuściłam ją. Niestety w tamtym momencie wiatr zaczął mocniej wiać i wszystko poleciało na oczy Picalla - O matko, przepraszam, nie chciałam!
Krzyknęłam. Podbiegłam mu pomóc. Basior przecierał łapą podrażnione oczy.
- Nic się nie stało, poradzę sobie - odsunął moją łapę od swoich oczu.
Spuściłam wzrok, by wyrazić swą skruchę. Zerknęłam na Picalla spode łba. Uśmiechał się lekko. Kiedy podniosłam wzrok, spoważniał.
- Pytałaś czemu nic tu nie rośnie? - zaczął. Skinęłam głową. - Nigdy nie słyszałaś historii tego miejsca, nigdy tu nie byłaś?
- Nie - odparłam - kiedy byłam sama bałam się oddalać od domu. Dlatego nigdy nie oedchodziłam od domu dalej niż na kilometr lub dwa.
Basior był naprawdę zdziwiony, ale zaraz przyjął to do wiadomości i chyba zrozumiał.
- A teraz jak nas znalazłaś? - spytał zaciekawiony.
- Mój dom jest około dwa kilometry dalej od środka watahy. Jest dobrze ukryty, więc nie dziw się, że go niezobaczyliście. - uśmiechnęłam się lekko.
- Widzisz, za tym polem jest ogromny las, czyli Wielki Las Północny. Jak już wiesz, jest to północna granica watahy. Twoim zadaniem jest jej patrolowanie.
- Przecież to wiem - rzekłam.
- Wiem, że wiesz. Jednak trzeba było tę sprawę przedstawić formalnie - basior uśmiechnął się szeroko.
- Mówiłam już, że mój dom jest dwa kilometry od środka watahy. A my od środka watahy jesteśmy około 20. Chyba będę musiała się przeprowadzić.
- Na jakiś czas tak, dopuki nie znajdziemy ci kogoś na zmianę. Może poszukamy ci jaskini? - rzekł zachęcająco.
- Świetny pomysł! Chodźmy !
<Picallo?>
poniedziałek, 17 października 2016
Od Devona CD Lily
- Co ty tu robisz? - rzekłem do wilka, który ukazał się moim oczom.
Była to ciemnofioletowa wadera. Nie widziałem jednak jej twarzy.
- Eee...No nic - podniosła powoli głowę i ukazały mi się jej oczy. Miały piękny odcień niebieskiego. Między oczami miała beżową, trójkątną gwiazdę. Nad nią były jeszcze dwie łatki tego samego koloru. Spostrzegłem, że nad nosem ma plamkę w takim samym kolorze jak oczy. Była bardzo pięknie umaszczona.
- To powiesz mi może kim jesteś? - spytałem, obrzucając waderę chłodnym spojrzeniem. Musiałem być czujny, nawet jeśli była to taka niezwykła wilczyca.
- Mam na imię Lily. I chyba nie zabawię tu długo. - odpowiedziała grzecznie na moje pytanie. Mimo to nie zmieniałem swej postawy, chociaż chętnie bym to zrobił - Czemu tak się dopytujesz?
Zmieniłem postawę na bardziej przyjazną. Podeszłem do wadery. Teraz widziała mnie w pełnym świetle. Mnie i moją mglistą osłonę. Na początku się przestraszyła, ale później się oswoiła.
- Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś groźna? - spytałem, choć w duchu nie mógłbym w to uwierzyć.
- To raczej ty wyglądasz na kogoś tajemniczego i na którego trzeba uważać. - powiedziała.
- To prawda, bywam czasem porywczy - zaśmiałem się - ale tobie raczej krzywdy nie zrobię.
- Unikam takich konfrontacji.
Usiadłem obok wadery, która trochę się skrępowała.
- Skoro jesteś taka ugodowa, to raczej nie powinienem się ciebie bać.
- Tego nie powiedziałam. - uśmiechnęła się pod nosem.
Nagle poczułem, że mimowolnie się poruszam. Zrobiłem kółko w powietrzu i wylądowałem w wodzie. Lily śmiała się tak mocno, że aż się przewróciła.
- Co to było?! - spytałem mocno zdziwiony, powoli wychodząc z wody. Lily wróciła do pozycji siedzącej.
- Lepiej tam siedź, bo znów ci się oberwie! - zawołała wesoło.
- To ty?! Jak?...
- Oj daj spokój. Każdy ma jakąś specjalizację - zaczęła machać łapą, a ja obracałem się w wodzie, chlapiąc na wszystkie strony. W końcu siła wody, albo i Lily wyrzuciła mnie na brzeg.
- Twoja moc jest naprawdę powalająca - powiedziałem, wstając.
Wadera nagle posmutniała. Nie zastanawiając się ani chwili, postanowiłem spytać się o coś waderę.
- Lily, należysz do jakiejś watahy?
- Nie. A o co chodzi? - spytała z zaciekawieniem.
- Może dołączysz do Watahy Magicznego Źródła? - spytałem.
- Chętnie, ale pod warunkiem, że ty...
- Devon. Miło mi.
Oboje się zaśmieliśmy.
- No właśnie, pod warunkiem, że i ty tam dołączysz. - uśmiechnęła się zawadiacko.
- Tylko jest pewien problem... - wadera uważnie słuchała, a ja udawałem zmartwionego - Ja już tam należę
Uśmiechnąłem się szeroko. Po chwili i Lily się uśmiechnęła.
- Ach tak? Wielka szkoda... Pewnie niezbyt cię tam cenią. - powiedziała takim głosem, że od razu wiedziałem, że łudzi się że tak jest. Niestety tym razem jej się nie udało.
- No niezbyt.. - wymamrotałem - Taki tam zwykły Beta
- Żartujesz? - wytrzeszczyła oczy.
- Nie. Właśnie stoisz przed Samcem Betą Watahy Mrocznej Krwi.
<Lily?>
Była to ciemnofioletowa wadera. Nie widziałem jednak jej twarzy.
- Eee...No nic - podniosła powoli głowę i ukazały mi się jej oczy. Miały piękny odcień niebieskiego. Między oczami miała beżową, trójkątną gwiazdę. Nad nią były jeszcze dwie łatki tego samego koloru. Spostrzegłem, że nad nosem ma plamkę w takim samym kolorze jak oczy. Była bardzo pięknie umaszczona.
- To powiesz mi może kim jesteś? - spytałem, obrzucając waderę chłodnym spojrzeniem. Musiałem być czujny, nawet jeśli była to taka niezwykła wilczyca.
- Mam na imię Lily. I chyba nie zabawię tu długo. - odpowiedziała grzecznie na moje pytanie. Mimo to nie zmieniałem swej postawy, chociaż chętnie bym to zrobił - Czemu tak się dopytujesz?
Zmieniłem postawę na bardziej przyjazną. Podeszłem do wadery. Teraz widziała mnie w pełnym świetle. Mnie i moją mglistą osłonę. Na początku się przestraszyła, ale później się oswoiła.
- Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś groźna? - spytałem, choć w duchu nie mógłbym w to uwierzyć.
- To raczej ty wyglądasz na kogoś tajemniczego i na którego trzeba uważać. - powiedziała.
- To prawda, bywam czasem porywczy - zaśmiałem się - ale tobie raczej krzywdy nie zrobię.
- Unikam takich konfrontacji.
Usiadłem obok wadery, która trochę się skrępowała.
- Skoro jesteś taka ugodowa, to raczej nie powinienem się ciebie bać.
- Tego nie powiedziałam. - uśmiechnęła się pod nosem.
Nagle poczułem, że mimowolnie się poruszam. Zrobiłem kółko w powietrzu i wylądowałem w wodzie. Lily śmiała się tak mocno, że aż się przewróciła.
- Co to było?! - spytałem mocno zdziwiony, powoli wychodząc z wody. Lily wróciła do pozycji siedzącej.
- Lepiej tam siedź, bo znów ci się oberwie! - zawołała wesoło.
- To ty?! Jak?...
- Oj daj spokój. Każdy ma jakąś specjalizację - zaczęła machać łapą, a ja obracałem się w wodzie, chlapiąc na wszystkie strony. W końcu siła wody, albo i Lily wyrzuciła mnie na brzeg.
- Twoja moc jest naprawdę powalająca - powiedziałem, wstając.
Wadera nagle posmutniała. Nie zastanawiając się ani chwili, postanowiłem spytać się o coś waderę.
- Lily, należysz do jakiejś watahy?
- Nie. A o co chodzi? - spytała z zaciekawieniem.
- Może dołączysz do Watahy Magicznego Źródła? - spytałem.
- Chętnie, ale pod warunkiem, że ty...
- Devon. Miło mi.
Oboje się zaśmieliśmy.
- No właśnie, pod warunkiem, że i ty tam dołączysz. - uśmiechnęła się zawadiacko.
- Tylko jest pewien problem... - wadera uważnie słuchała, a ja udawałem zmartwionego - Ja już tam należę
Uśmiechnąłem się szeroko. Po chwili i Lily się uśmiechnęła.
- Ach tak? Wielka szkoda... Pewnie niezbyt cię tam cenią. - powiedziała takim głosem, że od razu wiedziałem, że łudzi się że tak jest. Niestety tym razem jej się nie udało.
- No niezbyt.. - wymamrotałem - Taki tam zwykły Beta
- Żartujesz? - wytrzeszczyła oczy.
- Nie. Właśnie stoisz przed Samcem Betą Watahy Mrocznej Krwi.
<Lily?>
Od Picalla CD Sally
- Cherr, Devon, Dayen idzcie do swoich zajęć - powiedziałem. Skinęli głowami, i każdy poszedł w swoją stronę. Zostaliśmy z Sally sami.
- Więc co chcesz wiedzieć Alfo? - spytała spokojnym głosem. Zaczęliśmy iść w głąb lasu.
- Kim jesteś? Czy przed czymś uciekasz? Co sprawiło, że postanowiłaś właśnie do nas dołączyć? Jednym zdaniem chcę, żebyś powiedziała wszystko o sobie szczerze, bym mógł ci zaufać. - patrzyłem cały czas przed siebie. Sally nie spuszczała ze mnie wzroku. Przysiedliśmy na popruchniałej kłodzie.
- Nie jestem raczej aspołecznym wilkiem, jak każdy samotnik poszukiwałam watahy, żeby mieć się gdzie schronić i móc z kimś zamienić kilka słów. Samo powiedzenie " Dzień dobry! ", czy " Hej jak się masz? ", uświadamia ci, że nie jesteś sam i ktoś się tobą interesuje.
Oboje spojrzeliśmy w górę, zastanawiając się co dalej powiedzieć. Korony drzew lekko kołysały się na wietrze, co jakiś czas przeleciał jakiś ptak. Zwróciłem się do Sally, która cały czas wpatrywała się w niebo.
- Imponujesz mi tym, że w tak prosty sposób mówisz o swoich uczuciach. Niewiele wilków jest do tego zdolnych. - powiedziałem. Sally spojrzała na mnie.
- Rozmawianie na każdy temat przychodzi mi dość łatwo. Taka już jestem - lekko się uśmiechnęła. - Pytałeś czy przed czymś uciekam? Tak. Uciekam przed samotnością. Co do mojej przeszłości, to była niezbyt szczęśliwa. Kiedyś miałam rodziców, później już nie...
Wadera spósciła głowę. Chciałem ja jakoś wesprzeć. Już wyciągnąłem łapę, ale ona natychmiast podniosła głowę.
- Takie jest życie, godzę się na swój los, ale żyję na własnych warunkach - uśmiechnęła się.
- Rozumiem. Mam jeszcze jedno pytanie; Kim chcesz być w naszej watasze? - zapytałem z uśmiechem. Wadera rozpromieniała słysząc o stanowiskach.
- Wiem, że kiepsko u was ze strażą - uroczo się uśmiechnęła, prowokując mnie do tego samego.
- Nie jest najgorzej, ale każdy się przyda. - powiedziałem.
- Więc chciałabym zostać strażnikiem - jej oczy mówiły same za siebie. Czułem, że mogłem zaufać tej waderze. I mimo, że nie miałem żadnych wątpliwości, zdrowy rozsądek kazał mi być ostrożnym.
- Myślałem, że zostaniesz raczej naszym szpiegiem, ale skoro ciągnie cię do straży... - wadera wlepiała we mnie swoje ciekawskie oczy. - Mianuję cię więc strażnikiem północnej granicy watahy. Wiesz gdzie ona jest?
- Wiem, wiem. Obserwowałam was przez dłuższy czas.
- Mimo to ja cię tam odprowadzę. - zeskoczyłem z kłody i zacząłem iść na północ. Sally też zrobiła to co ja.
<Sally?>
- Więc co chcesz wiedzieć Alfo? - spytała spokojnym głosem. Zaczęliśmy iść w głąb lasu.
- Kim jesteś? Czy przed czymś uciekasz? Co sprawiło, że postanowiłaś właśnie do nas dołączyć? Jednym zdaniem chcę, żebyś powiedziała wszystko o sobie szczerze, bym mógł ci zaufać. - patrzyłem cały czas przed siebie. Sally nie spuszczała ze mnie wzroku. Przysiedliśmy na popruchniałej kłodzie.
- Nie jestem raczej aspołecznym wilkiem, jak każdy samotnik poszukiwałam watahy, żeby mieć się gdzie schronić i móc z kimś zamienić kilka słów. Samo powiedzenie " Dzień dobry! ", czy " Hej jak się masz? ", uświadamia ci, że nie jesteś sam i ktoś się tobą interesuje.
Oboje spojrzeliśmy w górę, zastanawiając się co dalej powiedzieć. Korony drzew lekko kołysały się na wietrze, co jakiś czas przeleciał jakiś ptak. Zwróciłem się do Sally, która cały czas wpatrywała się w niebo.
- Imponujesz mi tym, że w tak prosty sposób mówisz o swoich uczuciach. Niewiele wilków jest do tego zdolnych. - powiedziałem. Sally spojrzała na mnie.
- Rozmawianie na każdy temat przychodzi mi dość łatwo. Taka już jestem - lekko się uśmiechnęła. - Pytałeś czy przed czymś uciekam? Tak. Uciekam przed samotnością. Co do mojej przeszłości, to była niezbyt szczęśliwa. Kiedyś miałam rodziców, później już nie...
Wadera spósciła głowę. Chciałem ja jakoś wesprzeć. Już wyciągnąłem łapę, ale ona natychmiast podniosła głowę.
- Takie jest życie, godzę się na swój los, ale żyję na własnych warunkach - uśmiechnęła się.
- Rozumiem. Mam jeszcze jedno pytanie; Kim chcesz być w naszej watasze? - zapytałem z uśmiechem. Wadera rozpromieniała słysząc o stanowiskach.
- Wiem, że kiepsko u was ze strażą - uroczo się uśmiechnęła, prowokując mnie do tego samego.
- Nie jest najgorzej, ale każdy się przyda. - powiedziałem.
- Więc chciałabym zostać strażnikiem - jej oczy mówiły same za siebie. Czułem, że mogłem zaufać tej waderze. I mimo, że nie miałem żadnych wątpliwości, zdrowy rozsądek kazał mi być ostrożnym.
- Myślałem, że zostaniesz raczej naszym szpiegiem, ale skoro ciągnie cię do straży... - wadera wlepiała we mnie swoje ciekawskie oczy. - Mianuję cię więc strażnikiem północnej granicy watahy. Wiesz gdzie ona jest?
- Wiem, wiem. Obserwowałam was przez dłuższy czas.
- Mimo to ja cię tam odprowadzę. - zeskoczyłem z kłody i zacząłem iść na północ. Sally też zrobiła to co ja.
<Sally?>
Od Sunrise
Niepewnie spacerowałam po nieznanych mi dotąd terenach. Mijałam duże, grube i porośnięte mchem pnie drzew, skały w różnych odcieniach szarości, małe strumyki i jedno duże jezioro, do którego wpadało kilkanaście potężnych wodospadów. Miejsce to było nadzwyczaj piękne. Przysiadłam na chwilę, rozkoszując się śpiewem ptaków i szumem wody. Zrobiłam się senna i na chwilę przymknęłam powieki. Wtem coś zadudniło w lesie. Szeroko otworzyłam oczy, jednak widziałam już tylko naruszoną taflę wody. Po chwili z wody wyszedł jakiś wilk.
< Ktoś? >
< Ktoś? >
Od Lily do Devona
Szłam po lesie,cały czas myśląc o moim braci którego zabiłam. Ledwo powstrzymywałam się od płaczu próbowałam myśleć o pozytywnych rzeczach mój chłopak też się to dobrze nie skończyło cały czas czułam się coraz gorzej weszłam na skałkę i zobaczyłam małego króliczka rzuciłam się na niego chciałam to zrobić szybko ale mnie zauważył i uciekł. Przeklęłam pod nosem. Po jakimś czasie zobaczyłam sarnę, tym razem zapolowałam dobrze zjadłam zaledwie pięć kęsów. Poszłam dalej nadszedł wieczór położyłam się pod drzewem i zasnęłam.
Wstałam i szłam w sumie donikąd nie wiadomo gdzie i po co. Dotarłam do jakiegoś jeziorka. Zza krzaków wyszedł jakiś wilk.
Devon?
niedziela, 16 października 2016
sobota, 15 października 2016
Od Sally CD. Picalla
Stałam, bacznie obserwując dwie wadery, nastawiające uszy w kierunku lasu. Jedna z nich, brązowa, co jakiś czas zerkała na mnie. Druga, z dziwnie świecącym ogonem, włosami i nosem, co chwilę się uśmiechała. Jej oczy były pełne energii. Nagle z lasu z impetem wypadły dwa wilki. Jeden z nich przedstawił mi się już wcześniej, jego sierść świeciła podobnie jak tej drugiej wadery. Drugi był mi nieznany. Oboje ustali przede mną, ztrząsając z siebie resztki liści i innych leśnych pamiątek.
- Alfo, oto wadera, która chciałaby dołączyć. - powiedział Devon.
- Mam na imię Sally. Słyszałam o was, że zakładacie watahę. Ja żyłam na tych ziemiach w ukryciu. - cały czas patrzyłam alfie w oczy, co jakiś czas zerkając w stronę reszty.
- Więc musisz być dobrym kamuflażystą, skoro wcześniej cię nie spotkaliśmy. Ja jestem Picallo i jestem Alfą tej watahy - rzekł.
- Tak, zdążyłam się zorientować. - powiedziałam, spuszczając wzrok i lekko uśmiechając się pod nosem. Wzrok basiora zrobił się bardziej pezyjazny.
- Oto pozostali członkowie. Basior obok mnie to Devon, jest samcem Betą. - Basior postawił krok do przodu. On również stał się bardziej przyjazny.
- Hej, miło mi cię poznać. - powiedział miłym głosem.
- A tamte dwie wadery to Cherry i Dayen - Cherry była tą brązową, a Dayen tą ze świecącym ogonem. - Cherr jest tu Gammą, a Dayen Deltą.
Obie wadery podeszły do nas. Dayen uśmiechała się, ale Cherr cały czas była poważna.
- Chciałbym jeszcze z tobą porozmawiać o tobie, ale na razie, myślę że nie ma żadnych przeciwskazań. Witaj więc w Watasze Magicznego Źródła.
<Picallo?>
- Alfo, oto wadera, która chciałaby dołączyć. - powiedział Devon.
- Mam na imię Sally. Słyszałam o was, że zakładacie watahę. Ja żyłam na tych ziemiach w ukryciu. - cały czas patrzyłam alfie w oczy, co jakiś czas zerkając w stronę reszty.
- Więc musisz być dobrym kamuflażystą, skoro wcześniej cię nie spotkaliśmy. Ja jestem Picallo i jestem Alfą tej watahy - rzekł.
- Tak, zdążyłam się zorientować. - powiedziałam, spuszczając wzrok i lekko uśmiechając się pod nosem. Wzrok basiora zrobił się bardziej pezyjazny.
- Oto pozostali członkowie. Basior obok mnie to Devon, jest samcem Betą. - Basior postawił krok do przodu. On również stał się bardziej przyjazny.
- Hej, miło mi cię poznać. - powiedział miłym głosem.
- A tamte dwie wadery to Cherry i Dayen - Cherry była tą brązową, a Dayen tą ze świecącym ogonem. - Cherr jest tu Gammą, a Dayen Deltą.
Obie wadery podeszły do nas. Dayen uśmiechała się, ale Cherr cały czas była poważna.
- Chciałbym jeszcze z tobą porozmawiać o tobie, ale na razie, myślę że nie ma żadnych przeciwskazań. Witaj więc w Watasze Magicznego Źródła.
<Picallo?>
Od Picalla
Szedłem w kierunku swojej jaskini, i nagle usłyszałem czyjś głos. Ze wschodniej granicy biegł do mnie Devon. Zatrzymał się tuż przede mną.
- Stary nie uwierzysz! Chodź szybko, szybko! - krzyknął i znów zaczął biec na wschód.
- O co chodzi?! - spytałem, dobiegając do niego.
- Zobaczysz na miejscu, nie mamy czasu. - powiedział szybko i jeszcze przyspieszył.
Dalsze dopytywanie się nie miało sensu. A tym bardziej jeśli chodzi o Devona. Pozostało mi jedynie być cierpliwym.
<Devon, albo ktoś inny?>
- Stary nie uwierzysz! Chodź szybko, szybko! - krzyknął i znów zaczął biec na wschód.
- O co chodzi?! - spytałem, dobiegając do niego.
- Zobaczysz na miejscu, nie mamy czasu. - powiedział szybko i jeszcze przyspieszył.
Dalsze dopytywanie się nie miało sensu. A tym bardziej jeśli chodzi o Devona. Pozostało mi jedynie być cierpliwym.
<Devon, albo ktoś inny?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)